Dwie dziewczynki zginęły przez lewy interes rodziców

Niedźwiedzia przysługa kochanego rodzica

Czasem chęć zysku powoduje rodzinne problemy. Zapracowani rodzice mają coraz mniej czasu dla swoich dzieci. Sytuacja, jaka jednak przydarzyła się we flamandzkiej wiosce Le Bizet, sprawiła, iż sposób na łatwy zarobek dorosłych stał się bezpośrednią przyczyną śmierci ich dzieci.

Opisywane tu wydarzenia miały miejsce na początku kwietnia.  Wtedy to doszło do pożaru we flamandzkiej wiosce Le Bizet, znajdującej się w Belgii, niedaleko francuskiej granicy. Czemu więc o nim piszemy? By był on przestrogą, iż pogoń za pieniędzy może doprowadzić do tragedii. Czemu zaś opisujemy go dopiero po miesiącu? Ponieważ dopiero teraz tamtejsza policja zakończyła śledztwo, dzięki czemu mogliśmy poznać całkowity, szokujący obraz tej sprawy.

 

Pożar

Drugiego kwietnia tego roku w domu szeregowym, w którym mieszkała rodzina z pięciorgiem dzieci, wybuchł pożar. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Z budynku, który zamienił się nagle w piec, udało się uciec prawie wszystkim domownikom. Dwie siostry Tessa i Lizzie, w wieku odpowiednio 12 i 10 lat, padły jednak ofiarami ognia i dymu. Zginęły w pożarze. Ich zwęglone ciała udało się odnaleźć strażakom dopiero po ugaszeniu ognia na strychu budynku.

 

Tragedia

Cała okolica była w szoku i współczuła rodzicom ofiar. Szybko jednak pojawiły się pytania jak doszło do pożaru i dlaczego ten tak szybko ogarnął całe poddasze, iż dwie już duże dziewczyny nie zdołały z niego uciec i dlaczego ojcu, który ruszył z pomocą, nie udało się do nich dostać.
Początkowo pojawiła się teoria, iż to dziewczynki bawiły się zapalniczką i zaprószyły ogień. Gdyby jednak tak się stało, ofiary raczej spokojnie uciekłyby ze strychu. Sprawą więc zainteresowała się również tamtejsza policja, która rozpoczęła trwające miesiąc dochodzenie.

 

Plantacja

W piątek belgijscy policjanci, przy współpracy z ekspertami z zakresu pożarnictwa, przedstawili raport. Na strychu musiało dojść do zwarcia, najprawdopodobniej przeciążonej, instalacji elektrycznej. To zaś spowodowało iskrzenie, które zainicjowało pojawienie się ognia. Ten potem szybko rozniósł się na wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu pod sufitem.
Co tam było? Rodzice stworzyli sobie na poddaszu nielegalną farmę konopi indyjskich. By jednak nie narażać się na wysokie koszty, skorzystali z tanich materiałów, często chałupniczo wykonując pewne rozwiązania. Wszystko to było jedną wielką prowizorką. Prowizorką była też instalacja elektryczna. Rodzice nie chcieli płacić wysokich rachunków za prąd, więc pociągnęli go nielegalnie, podpinając kable do sąsiedniego, remontowanego budynku. Nieprzemyślana, amatorsko wykonana sieć narażona na duży pobór mocy sprzętów potrzebnych do utrzymania plantacji, w końcu doprowadziła do tragedii.

 

Źródło:  Ad.nl