Czy mieszkańcy Holandii walczyliby za Królestwo Niderlandów?

Holendrzy będą szkolić Ukraińców w Niemczech i Polsce

Holendrzy nie znają wojny. Ostatnie pokolenie pamiętające czasy II Wojny Światowej w dużej części już odeszło. Nieliczni, który jeszcze żyją i opowiadają o okrucieństwach walk, traktowani są przez nowe pokolenia, jak bajkopisarze. Dla współczesnych bowiem wojna to coś, co znają tylko z filmów czy telewizji. Coś, co dzieje się tysiące kilometrów od nich. W zupełnie innym świecie. Tak było przez lata, aż do teraz. Rodzi się więc pytanie, czy Holendrzy byliby w stanie obronić swój kraj, złapać za broń tak jak Ukraińcy?

rozliczenie podatku z Holandii

Czy Holendrzy i Holenderki byliby zdolni do obrony własnej ojczyzny? Mieszkańcy krainy tulipanów uważają się za kochających pokój pacyfistów. Mało kto decyduje się nawet na służbę wojskową. Pobór został bowiem zawieszony 25-lat temu. Od tego czasu kraj ten ma armię zawodową, która nie jest obecnie w najlepszym stanie.

W Holenderskich mediach coraz częściej pojawiają się więc pytania czy kobiety i mężczyźni chwyciliby za broń, czy rzuciliby koktajlem mołotowa w czołg? Czy detonowaliby ładunek wybuchowy? Jeszcze dwa tygodnie temu mogłyby to być czysto akademickie dyskusje, teraz nie jest to już takie pewne. Jak by to więc wyglądało?

 

Brak doświadczenia

Obecnie Holandia dysponuje pokoleniem, które nie ma żadnego przeszkolenia wojskowego. Ludzie znają się na broni tylko z gier komputerowych, co jak łatwo się domyśleć często ma się nijak do tego co dzieje się w rzeczywistości. Czy więc młode pokolenie byłoby całkowicie bezużyteczne? Tak swego czasu myślano o mieszkańcach miast. Gdy zaczynała się Pierwsza Wojna Światowa, mieszczanie byli postrzegani jako chucherka, które nie sprawdzą się na polu bitwy tak dobrze jak chłopi, silni zdrowi, dla których umorusanie się w ziemi to nic nowego. Okopy frontu zachodniego pokazały jednak, iż jest to nieprawdą. Nie można jednak zapominać, iż przed udaniem się na front wszyscy przechodziły szkolenie.

 

Pobór

Obecne przepisy w Niderlandach pozwalają na to, by wprowadzić znów pobór w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Jeśli tak by się stało do armii trafiliby mężczyźni w wieku od 17 do 45 lat. Do grupy tej należą również kobiety, które ukończyły 17 lat po 2020 roku. Rząd, jak łatwo się domyśleć, nie widzi powodu, by zorganizować pobór. Holandia opiera się na armii zawodowej i sojuszu NATO. Nie ma więc co też liczyć na zasadniczą służbę wojskową dla wszystkich.


Brak zaplecza

Niemniej jednak w chwili zagrożenia taki pobór miałby miejsce. Niestety jak jednak wskazują stratedzy, nie miałaby on większego sensu. Holenderska armia nie ma zaplecza, by przeprowadzić taki nagły zaciąg. Nie ma gdzie zakwaterować rekrutów, nie ma kadr do szkolenia nowych poborowych. Nie ma nawet sprzętu, by ich uzbroić.

 

Największa oszczędność

Miłujący pokój Holendrzy od kilku lat systematycznie obcinali wydatki na armię. Na czym zaś najłatwiej oszczędzać? Na poborze, którego i tak nie ma. Jak wskazują oficerowie, Holandia kiedyś przechowywała broń, uzbrojenie defensywne, mundury czy całe oporządzenie dla ewentualnych poborowych. Obecnie większość z tego zostało już sprzedane lub rozpadło się ze starości. Powrót do stanu sprzed 25 lat zająłby obecnie lata.

 

Perspektywa

Perspektywa obrony Holandii nie prezentuje się więc zbyt ciekawie dla mieszkańców tego kraju. Czy jednak, gdyby doszło do wojny, mieszkańcy Niderlandów chwyciliby za broń? Część młodych ludzi deklaruje, że tak. Weterani służący, np. na Bałkanach jednak w to wątpią, wskazując, że życie to nie gra i widzieli już wielu ludzi, którzy mimo buńczucznych zapowiedzi uciekali gdy dochodziło co do czego. Widzieli jednak również przestraszonych spanikowanych mieszkańców bombardowanych rejonów, którzy decydowali się bronić swojego domu, rodziny, tego co kochają. Tu bowiem wchodzi czynnik psychologiczny, aspekty osobowościowe, a czasem nawet to, co działo się kilka minut wcześniej (np. chęć zemsty). Statystyka więc bardzo często rozmija się z rzeczywistością. Pytanie zadane w czasie pokoju ma się nijak do czasu wojny.
Oprócz tego nie wolno zapominać, iż wielu mieszkańców Holandii nie jest Holendrami. Czy Polacy walczyliby w Holandii, gdyby zagrożona była też ich ojczyzna? Czy broniliby Polski, czy Królestwa Niderlandów, w którym tylko pracują? Wiele mniejszości mogłoby stać przed podobnym dylematem.
Paradoksalnie na mniejsze morale mieszkańców mogą wpływać też sojusze. Ukraińcy wiedzą, iż jeśli oni nie odeprą Rosjan, nikt tego nie zrobi. W Holandii wielu wskazuje na ogromną rolę sojuszniczych wojsk NATO, które przyjdą z pomocą, aby walczyć za nich.

 

Trudno więc jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Holendrzy broniliby ojczyzny. Trudno nawet oszacować ewentualny procent potencjalnych obrońców. Dlatego tak ważne jest zrobić wszystko, by nie trzeba było tego sprawdzać. Pierwszym zaś krokiem do zapewnienia pokoju jest powstrzymanie Rosji i zakończenie konfliktu na Ukrainie.

 

Źródło:  Ad.nl