Czerwone szpilki ostrzeżeniem dla Polski

W miniony weekend w Amsterdamie odbył się wyjątkowy protest. Na Dam rozłożono siedemdziesiąt par czerwonych szpilek i innych damskich butów. Wszystko w proteście przeciwko mordowaniu kobiet. Akcja ta wymierzona była w głównej mierze przeciwko Turcji, w której od początku roku zabito już 70 pań. Oprócz państwa nad Bosforem działania te skierowano również ku Warszawie, gdzie polski rząd chce tak jak Turcja,  wypowiedzieć konwencję antyprzemocową chroniącą kobiety.

rozliczenie podatku z Holandii

Buty na Dam w Amsterdamie

70 par butów. 70 par czerwonych szpilek, których nie założą już Turczynki z powodu tego, iż zostały brutalnie zamordowane. Każda ta para oznacza jedną ofiarę, która zginęła od początku roku do soboty. Jest to głos rozpaczy z racji na działania Ankary, która nie tylko nie walczy zbyt ochoczo z przemocą wobec kobiet, co zdecydowała się nawet na wypowiedzenie konwencji stambulskiej. 20 marca tego roku prezydent Recep Tayyip Erdogan, na mocy swojego dekretu, unieważnił w Turcji ten akt prawa międzynarodowego, mającego zapobiegać i zwalczać przemoc wobec „słabszej płci”.

Szok

O przemocy wobec kobiet w Turcji mówiło się już od dłuższego czasu. Jak wspomnieliśmy wyżej, pod koniec marca kraj ten wypowiedział Konwencję Stambulską. Wszystko to bardzo nie podobało się wielu liberalnym mieszańcom Holandii. Jak wspomina w rozmowie z AD Yesim Candan organizatorka protestu, tym co przelało czarę goryczy i zmusiło ją do działania, było jednak co innego. „W pewnym momencie nadeszła wiadomość dotycząca 16-letniej dziewczynki, która była w ciąży z pięciomiesięcznym dzieckiem. Została dźgnięta w brzuch 16 razy przez męża i zmarła. Wtedy pomyślałam: to nie jest normalne, dokąd to zmierza?” – mówi dziennikarzom prezenterka radiowa, która postanowiła zorganizować protest.

Oczy zwrócone na Polskę

Protest miał uczulić mieszkańców Holandii nie tylko na to co dzieje się gdzieś daleko w Turcji. Miał on pokazać ludziom, iż podobne rzeczy dzieją się także w Europie, w Polsce. Nasz kraj bowiem również chce wycofać się z przepisów dających kobietom ochronę prawną. W Warszawie politycy uważają bowiem, iż Konwencja Stambulska to nic innego jak wprowadzenie „zarazy LGBT” pod płaszczykiem ochrony praw kobiet. Dlatego też konserwatywni politycy z obozu rządzącego chcą również wypowiedzieć te przepisy, by odeszły one w polityczny niebyt. Co więc z prawami kobiet w naszym kraju? Rząd uważa, iż są one dostatecznie chronione, a rola kobiety powinna opierać się na tym co możemy znaleźć w przepisach prawa, zwyczajach i Piśmie Świętym.
Nie jest to więc dla Niderlandów problem odległy, może on bowiem dotknąć setek osób, które Holendrzy na co dzień spotykają na ulicy. Polek, które po powrocie do kraju czeka piekło przemocy domowej tylko dlatego, iż politycy w ich ojczyźnie boją się "lewactwa".

Brać przykład z Polski

Zresztą o chęciach i dążeniach polskiego rządu mówiły nie tylko niderlandzkie aktywistki. Na działania Zjednoczonej Prawicy powoływały się nawet Tureckie władze. To one wypowiadając Konwencję Stambulską, pokazywały Polskę jako przykład, iż nawet w tej „cywilizowanej Europie” są kraje, które nie zgadzają się na tego typu przepisy.

Co dalej?

Co dalej? Władze w Warszawie wydają się głuche na międzynarodowe protesty, czy uwagi od organizacji walczących o prawa kobiet. Wszystkie te apele traktowane są tak samo. Jako atak na katolickie wartości Rzeczpospolitej, jako zamach na Polskę i jej moralność. Wydaje się, iż sprawa jest niejako przesądzona i wszystko jest tylko kwestią czasu. Możemy więc mieć tylko nadzieję, iż za miesiąc, rok czy dwa Holenderki nie będą musiały ustawiać czerwonych szpilek dla Polek.