Czarno żółta paranoja w Holandii

Kilka dni temu Holandię obiegły informacje, że w Niderlandach pojawiły się azjatyckie szerszenie. Te niezwykle agresywne i jadowite owady mogą stanowić poważne zagrożenie nie tylko dla zdrowia i życia dzieci, ale nawet dorosłych, zdrowych obywateli. Na szczęście jednak sytuacja nie jest tak zła, jak mogło się na początku wydawać.

Paranoja

Około tygodnia temu, w mediach zagościła informacja jakoby na terenie Holandii pojawiły się azjatyckie szerszenie. News ten był w czołówkach wielu serwisów informacyjnych i na banerach portali internetowych. Eksperci zaproszeni przez dziennikarzy opisywali skutki użądlenia: potworny ból, obrzęk a często nawet wstrząs anafilaktycznych prowadzący do śmierci.

Prawda okazała się jednak dużo mniej ekscytująca. Zamiast inwazji zabójczego owada udokumentowany jest tylko jeden przypadek spotkania z tym gatunkiem szerszenia. Entomolodzy zabezpieczyli dosłownie jednego owada i zniszczyli jego gniazdo. To jednak starczyło, by ludzki strach połączony z wyobraźnią spowodował, że wielu mieszkańców Niderlandów nagle wszędzie zaczęło widzieć te groźne zwierzęta, nie potrafiąc ich odróżnić od os, czy europejskich kuzynów. Zadziałały tu więc klasyczne mechanizmy paranoi, połączone z masą plotek i niepotwierdzonych wpisów w mediach społecznościowych.

Nie można mówić o pladze i realnym zagrożeniu dla człowieka.

Pasiaste zagrożenie

Szerszeń azjatycki zwany przez niektórych „osą z horroru” swoją złą sławę wyniósł na wpół z mocy swojego jadu, na wpół z wielu mitów i podań krajów dalekiego wschodu. W rzeczywistości owad tej jest dużo mniejszy i drobniejszy od swojego europejskiego kolegi. Jest praktycznie cały czarny, jedynie jego końcówka odwłoka jest żółta. Odmiana europejska ma zaś lekko pasiasty żółty odwłok. Ponadto rodzimie występujący gatunek ma ciemnoczerwono-brązowe wstawki na tułowiu i głowie. Takie umaszczenie nie występuje u azjatyckiej odmiany. Pomimo tak dużych różnic w wyglądzie ludzie jednak uważają, że wiedzą swoje.

 

Nigdy nie było szerszeni

Jednym z elementów, które spowodowały tak dużą paranoję, jest to, że wielu Holendrów nie wie, jak wygląda nawet europejska odmiana szerszenia. Wszystko to powoduje, że strażaków wzywano często do zwykłych os. W rejonach Holandii, gdzie od dłuższego czasu mieszkańcy mają kontakt z europejską odmianą, zgłoszeń o szerszeniu azjatyckim praktycznie nie było.

Szerszenie stanowią największe niebezpieczeństwo dla pszczelarzy.

Szkodnik

Szerszenie azjatyckie składają dużo jaj, z których wylęgają się larwy. By je wyżywić, owady te potrzebują mięsa. Dlatego też ich celem bardzo często stają się ule, gdzie zabijana i wynoszona jest cała populacja. Dlatego też, już w 2016 roku, szerszeń azjatycki został wpisany do listy szkodliwych gatunków w UE. Kraje wspólnoty są więc zobowiązane do wykrywania i niszczenia jego populacji. Pomimo jednak tych starań nie jest wykluczone, że liczba tych owadów wzrośnie w Holandii. Nigdy bowiem nie uda się znaleźć i zniszczyć wszystkich gniazd oraz wytępić co do jednego całej populacji. Ogromne znaczenie mają również coraz cieplejsze zimy, które ułatwiają przetrwanie owadom. Na szczęście nieniepokojone szerszenie nie atakują człowieka, a nawet jeśli nastąpi użądlenie, jeden owad nie posiada na tyle jadu, by wyrządzić krzywdę. Obawiać się mogą jedynie osoby uczulone.

Jeśli więc nie wetkniemy kija w gniazdo, nic nam się nie stanie.