„Czarni Ukraińcy”, czyli Marokański problem

W Holandii, nieco inaczej niż w Polsce, większość uchodźców z Ukrainy zostało zakwaterowanych w stworzonych specjalnie dla nich schroniskach. Od tygodnia na ich progu, odrzucanych jest jednak wiele osób chcących znaleźć tam zakwaterowanie. Wśród nich większość stanowią czarnoskórzy, którzy usiłują wmówić Holendrom, iż są z Kijowa.

Ciemnoskóry jak Ukrainiec

Brzmi to wszystko może dość zabawnie i wręcz naiwnie. Nie jest to jednak pozbawione sensu. Do punktów przyjmowania Ukraińców uciekających przed wojną, zgłasza się wielu obywateli Nigerii i Maroka. Ludzie ci twierdzą, iż są z Kijowa. Jak to możliwe? Osoby te wskazują, iż studiowały albo pracowały na terytorium Ukrainy, gdy wybuchła wojna.
W efekcie również uciekali z terenów objętych walkami. Kobiety i mężczyźni nie chcieli bowiem ginąć w nieswojej wojnie. Stąd też na nagraniach z polskich granic można było zobaczyć dość duże grupy ludzi, którzy raczej nie wyglądali na rdzennych Ukraińców.

 

Koniec pomocy

Osobom tym początkowo była udzielana pomoc. Znaleźli się oni bowiem w takiej samej sytuacji jak autochtoni z bombardowanych miast. Od wtorku przepisy pod tym względem jednak się zmieniły. Obywatele krajów trzecich (spoza Europy) ,nie są już mile widziani w przepełnionych ośrodkach, w których przyjmowani się ukraińscy uchodźcy. Sekretarz stanu Van der Burg wskazuje jednak, iż nie chce zostawiać tych ludzi bez pomocy. Jeśli chcą pozostać w Holandii, mają jak inni przybysze z Afryki, udać się do centrum w Ter Apel i tam dopełnić wszystkich formalności.

 

Studenci

O co w tym wszystkim chodzi? Na Ukrainie, gdy wybuchła wojna było około 80 tysięcy zagranicznych studentów między innymi z Maroka, Nigerii czy Indii. Wielu z nich uciekło przed wojną. Część wróciła do swoich rodzinnych krajów. Inni postanowili szukać szczęścia na zachodzie. Szacuje się, iż 6 tysięcy z nich trafiło do Holandii, gdzie zostali jak rodowici Ukraińcy zakwaterowani w ośrodkach recepcyjnych i stanowili część 70 tysięcznej grupy uciekinierów.
Wieść o tym, iż ośrodki te przyjmują takie osoby z automatu i dają im prawo legalnego pobytu i pracy, szybko rozniosła się też wśród innych migrantów.

Furtka

W efekcie w ciągu ostatnich kilkunastu dni do punktów recepcyjnych zaczęło zgłaszać się coraz więcej Marokańczyków i Nigeryjczyków. Wszyscy mówią, iż byli studentami na Ukrainie i uciekli przed wojną. Sęk tylko w tym, iż rzekomi studenci często nie potrafią nawet mówić po angielsku, ukraińsku, czy rosyjsku. Rodzi się więc pytanie, jak studiowali w Kijowie lub na innych tamtejszych uczelniach. Oprócz tego służby imigracyjne mają coraz więcej doniesień o fałszerstwach dokumentów dotyczących przyjęć na studia czy zwykłych legitymacji studenckich.
Osoby, które nie mają bowiem szans na azyl, starały się skorzystać z tej furtki, żerować na tragicznej sytuacji uciekinierów. Rząd powiedział więc nie. Od owego wtorku nawet studenci, którzy faktycznie studiowali na Ukrainie, a nie będący Ukraińcami, nie będą przyjmowani w ośrodkach recepcyjnych. Ludzie ci  mogą przecież wrócić do swojej ojczyzny, z której wyjechaliby, aby się uczyć. Tam mają bowiem dom, rodzinę i dach nad głową, na który nie spadają bomby.

 

Źródło:  Ad.nl