Co drugie dziecko w Hadze nie mówi po holendersku

Co drugie dziecko w Hadze nie mówi po holendersku

Jak pokazują najnowsze badania, co drugie małe dziecko w Hadze nie mówi dobrze po holendersku. Gmina więc widząc ogromne problemy, jakie mogą z tego wyniknąć, rozpoczęła programy, których celem jest zmotywowanie rodziców i ich pociech do nauki państwowego języka w Niderlandach.

Holandia to kraj, w którym mieszka wielu przybyszy nie tylko z naszej części kontynentu, ale i całego świata. Migranci, widząc w Królestwie Niderlandów szanse na lepsze nowe życie, osiedlają się tam i zakładają rodziny. W wielu z nich jednak pojawia się dość duży problem językowy. W licznych domach przyjezdni nadal używają języka ojczystego lub starają się uczyć dziecko na przemian obu. Niestety nie wychodzi to zbyt dobrze. 

 

Problemy?

„Faktem jest, że musimy żyć z tym zróżnicowaniem. Nie wszystkie dzieci są takie same i równie dobrze mówią po holendersku. Wielojęzyczność w naszym kraju jest faktem. Sami stworzyliśmy tę sytuację i teraz nie powinniśmy jej problematyzować” - mówi lingwistka Karen Heij w rozmowie z AD. Faktem jest jednak to, iż dzieci idąc później do szkoły, a mając problemy z językiem niderlandzkim, mają po prostu gorszy start. Nauka dla nich, zrozumienie i przyswojenie materiału wymaga o wiele więcej wysiłku niż dla pozostałych dzieci, które rozumieją doskonale, co mówi do nich nauczyciel. By więc to zmienić, wyrównać szansę gmina Haga rozpoczęła kampanię www.questjufmina.nl, która ma przekonać rodziców, aby wysłali swoje dzieci do przedszkola. Tam podczas zabawy w grupie rówieśniczej i pod bacznym okiem opiekunów nauczą się niderlandzkiego. Lingwistka wskazuje zresztą, iż doskonałym pomysłem byłoby umożliwienie równoległej nauki rodzicom, ponieważ wielu z nich również nie mówi po holendersku.

 

Wielojęzyczność tak, ale tylko wybrana 

Lingwistka mówi o pewnym rozdwojeniu w Holandii, z którym również trzeba skończyć. Holendrzy nie widzą problemu, gdy dziecko, np. mówi po angielsku czy niemiecku, ale polski, turecki i marokański już wielu osobom nie pasuje. Tymczasem, jak wskazuje lingwistka, „Kilka badań wykazało, że wielojęzyczne dzieci mają przewagę poznawczą. Warto więc spojrzeć na to w ten sposób, zamiast świadomie go problematyzować”.

 

Dom i szkoła

Ekspertka uważa również, iż nie można wymagać, by dzieci migrantów w pierwszej kolejności uczyły się niderlandzkiego jako języka państwa, w którym mieszkają. Powinien to być język domowy, ten, którego używa się przy stole. Dziecko musi bowiem nawiązać więź z rodzicami, poznać ich kulturę. Nie można tam, w tak młodym  wieku stawiać bariery językowej.
Nie oznacza to jednak, iż dzieci nie powinny uczyć się języka niderlandzkiego. On bowiem to edukacja, to dla nich przyszłość w tym kraju.
Szkoły winny jednak rozumieć tę inność wynikającą z ruchów migracyjnych w XXI wieku. Dlatego też, zamiast oceniać dzieci migrantów pod kątem autochtonów i zarzucać im brak wiedzy, czy nawet opóźnienie rozwojowe placówki oświatowe powinny dać im narzędzia, by przyswoiły sobie nowy język, by stały się częścią społeczności. Uczniowie pochodzenia migracyjnego powinni znaleźć się w inkluzyjnych klasach, a nie stanowić tło dla ekskluzywnej holenderskiej grupki.  Tym bardziej, iż niska dzietność Holendrów w połączeniu z napływem migrantów sprawia, iż obecnie już do drugie dziecko w Hadze korzysta z niderlandzkiego nie jako rodzinnego, a drugiego języka. Może się więc okazać, iż za kilka lat dzieci władające czystym holenderskim, wyniesionym od rodziców z domu, będą w mniejszości. 

 

Źródło:  Ad.nl