Chwilę grozy na wysokości w Tilburgu

W sobotę chwilę grozy przeżyli odwiedzający wesołe miasteczko w Tilburgu.

Wesołe miasteczka to atrakcja dla małych i dużych. Miliony ludzi korzystają z wszelkiego rodzaju znajdujących się tam atrakcji, by poczuć dreszcz emocji. Niemniej jednak dla kilkunastu osób w Tilburgu emocje te okazały się zdecydowanie zbyt duże.

 

Wspomnień czar

Wielu z nas pamięta zapewne karuzele łańcuchowe, które można było spotkać jeszcze za czasów młodości w objazdowych wesołych miasteczkach. Zasada ich działania była banalnie prosta. Pasażerowie wsiadali do foteli wiszących na łańcuszkach, a kręcąca się coraz szybciej karuzela sprawiała, iż wagoniki te wynoszone na zewnątrz siłą odśrodkową, podnosiły się i zmieniały swój kąt taż, że pasażer kręcił się nawet pod kątem 45 stopni.

Obecnie takie karuzele są już bardzo rzadko spotykane. Nie bawią już tak dobrze, jak kiedyś. Obecna klientela musi otrzymywać potężniejszy zastrzyk adrenaliny. Nie oznacza to jednak, iż system poszedł w zapomnienie. Karuzele łańcuchowe nadal istnieją. Zmieniły się jednak „nieco” ich gabaryty. Mechanizm nie ma już 5 a 80 metrów wysokości.

 

Atrakcja w Tilburgu

Taka właśnie była karuzela Around the world XXL, czyli gigantyczna kolejka łańcuchowa, która najpierw wynosiła pasażerów na szczyt 80-metrowego masztu, by ludzie mogli podziwiać widoki, a potem zaczynała się kręcić i kręcić coraz szybciej i szybciej. Pęd powietrza, wysokość i uczucie, które niektórzy porównują nawet z nieważkością, to rozrywka tylko dla najodważniejszych.

W sobotę odwaga ta miała okazać się jeszcze bardziej potrzebna niż zwykle.

 

Mężczyzna wspina się na 80-metrowy słup, by ratować pasażerów.

 

Coś jest nie tak

Wczoraj dość mocno wiało, mimo tego karuzela pracowała i nie brakowało chętnych na dużą dawkę emocji. Po południu podczas jednego z kursów stało się coś dziwnego. Karuzela przestała się kręcić i zaczęła powoli zjeżdżać na dół. Po kilku metrach jednak coś zachrzęściło metalicznie, zatrzęsło i cała konstrukcja zatrzymała się raptem 3-4 metry pod szczytem. Doszło do uszkodzenia mechanizmu. Pasażerowie na początku myśleli, iż jest to jakaś dodatkowa atrakcja, żart ze strony obsługi, spoglądając jednak z blisko 70 metrów w dół i widząc niepokojącą krzątaninę ludzi na dole, przestało być do im śmiechu, tym bardziej, że minuty mijały, a karuzela nie zjechała nawet o centymetr.

Jak wspominają niektórzy pechowcy, część z nich cieszyła się nawet, że karuzela nie wylądowała na ziemi. Wielu miało bowiem przed oczyma wypadek w indyjskim wesołym miasteczku sprzed niespełna dwóch tygodni, gdzie urwało się ramie karuzeli. Wtedy zginęły 3 osoby, a 26 zostało rannych. Upadek zaś z wysokości, na której znajdowały się foteliki w Tilburgu, gwarantował 100% śmiertelność.

 

 

Bohater

Po kilkunastu minutach znalazł się bohater, który postanowił wspiąć się na 80-metrowy słup. Jego celem nie było tylko dodanie otuchy uwięzionym tak klientom, ale i sprowadzenie ich na dół. Po ponad 20 minutach wytężonej pracy na dużej wysokości członkowi obsługi technicznej karuzeli udało się odblokować mechanizm i poddenerwowani ludzie znów znaleźli się bezpiecznie na ziemi.

Pracownicy wesołego miasteczka prowadzą obecnie analizę wszystkich parametrów urządzenia, mającą wyjaśnić co spowodowało zacięcie karuzeli, ponieważ przyczyna awarii nie jest jeszcze znana.