Bunt w więzieniu, w Rotterdamie

Bunt w więzieniu, w Rotterdamie

Holenderskie zakłady karne mocno różnią się od tych, które znamy z Polski. Dwuosobowe cele, w których często każdy z więźniów ma własny telewizor. Gdy dodamy do tego własną łazienkę z prysznicem, często okazuje się, iż warunków osadzonym mogą pozazdrościć, np. polscy żacy. Nie ma przepełnienia, nie ma tłoku, nie ma braku prywatności. To jednak dla niektórych za mało. W więzieniu w Rotterdamie doszło do buntu z racji złych warunków bytowych związanych z COVID-19

Bunt w więzieniu De Schie w Rotterdamie zakończył się, gdy do zakładu karnego na Professor Jonkersweg wkroczyły silne jednostki policji. To, iż policja samą swoją obecnością może zdławić opór osadzonych, było do przewidzenia. Co jednak było jego przyczyną buntu? Okazuje się, iż więźniowie wypowiedzieli posłuszeństwo z racji obostrzeń koronowych.

Do buntu doszło w poniedziałek tuż przed zaserwowaniem więźniom obiadu. Kierownictwo placówki penitencjarnej początkowo starało się porozumieć z osiemnastoma buntownikami, którzy swoim nieposłuszeństwem postanowili zaprotestować wobec stosowanych w zakładzie obostrzeń koronowych.

 

Obostrzenia

Wszystko to brzmi dziwnie. Osadzonych bowiem nie dotyczy lockdown. Nie pójdą przecież na zakupy do galerii handlowej czy na obiad do restauracji. Niemniej jednak część praw związanych z epidemią dotyka ich z całą mocą. Są to wytyczne odnoszące się do kwarantanny. Jak donosi Centrum Wsparcia Więźniów Bonjo, na krótko przed buntem operatorzy otrzymali wiele telefonów od więźniów niepewnych o swój los, gdyby mieli zostać poddani kwarantannie. Osadzeni chcieli wiedzieć, jak te kwestie są regulowane przez prawo.

 

Strach

Skazani mieli bać się tego, iż gdy któryś z nich zostanie zakażony, wszyscy na danym oddziale zostaliby "ukarani". Podobnie jak w przypadku Holendrów będących na wolności, czeka ich bowiem kwarantanna, nawet jeśli sami mają negatywny wynik testu. To zaś oznaczałoby, iż przez tydzień nikt z nich nie mógłby opuścić kilku metrów kwadratowych swojej celi.

To jednak nie wszystko. Więźniowie będący w izolacji od świata zewnętrznego nie mają jak się zarazić. Wizyty krewnych odbywają się przez pleksi, a schadzki, np. z żoną są mocno utrudnione. W efekcie wirus z zewnątrz mogą przynieść tylko pracownicy. Ci zaś, jak wskazywali więźniowie, często ignorują noszenie maseczek i tym samym narażają więźniów na niebezpieczeństwo infekcji.

 

Chorzy

Taka sytuacja miała miejsce na początku roku w placówce w Krimpen aan den IJssel, gdzie zakaziło się 20 osadzonych. W efekcie zostali oni poddani izolacji, a kierownictwo więzienia postanowiło zrekompensować im odosobnienie codzienną godziną rozmów z rodziną i dodatkowymi filmami na DVD. W efekcie w placówce tej nie doszło do problemów.

 

Pokaz siły

Do większych scysji nie doszło również w De Schie, ponieważ służby widząc przedłużające się negocjacje, postanowiły zastosować pokaz siły. Zamiast oprzeć się na własnych funkcjonariuszach, ściągnęli policję z zewnątrz, która otoczyła obiekt, tak by owa osiemnastka widziała, iż wystarczy słowo, by ich spacyfikować. Do użycia siły jednak nie doszło. Osadzeni po zamanifestowaniu swoich poglądów i wątpliwości, wrócili do cel.

 

źródło: Ad.nl