Bolesne poszukiwania pamiątek rodzinnych
Poniedziałkowy poranek 18.02 to wyjątkowo bolesny dzień dla wielu rodzin z haskiej dzielnicy Laakkwartier. Wszystko z powodu poszukiwań swoich rzeczy, pozostawionych po wybuchu z 27 stycznia tego roku.
Straszny huk i osuwające się ściany budynku
27 stycznia 2019 roku w haskiej dzielnicy Laakkwartier doszło do potężnej eksplozji w jednym z budynków mieszkalnych. Siła wybuchu była tak duża, że zniszczeniu uległ praktycznie cały dom. Zawaliła się frontowa ściana konstrukcji oraz dwa piętra budowli. Eksplozja uszkodziła również pobliskie mieszkania. Na miejsce zostały wezwane ekipy ratunkowe, w tym śmigłowe lotniczego pogotowia ratunkowego. W zdarzeniu nikt nie zginął, lecz 11 osób odniosło rany. Część na skutek przysypania gruzem, część na skutek rażący odłamków szkła.
Wedle, wszczętego jeszcze tego samego dnia, policyjnego śledztwa przyczyną katastrofy był wybuch ulatniającego się w budynku gazu, który doprowadził do zawalenia konstrukcji.
Władze miasta zapewniły pełne wsparcie ofiarom, udostępniając im tymczasowe mieszkania. Część lokatorów spod feralnego adresu, postanowiła zatrzymać się u swoich rodzin, gdyż budynek nie daje się do ponownego zamieszkania ani odbudowy.
Stare zdjęcia, dziecięce pamiątki w takich chwilach mają ogromną wartość dla poszkodowanych.
Powrót traumy?
Wydawać by się mogło, że prawie miesiąc po tych wydarzeniach czas przynajmniej trochę zabliźnił rany. Niestety rozpoczęte w poniedziałek poszukiwania znów mogą je na nowo otworzyć. Gmina poprosiła bowiem poszkodowanych o przygotowanie listy przedmiotów, które mieszkańcy chcieliby odzyskać z gruzów budynku. Te starannie pozbierane z miejsca eksplozji, trafiły do specjalnych kontenerów umieszczonych w jednym z haskich magazynów.
Ogromna wartość emocjonalna
Na przesłanej władzom lokalnym liście nie znajdują się laptopy, czy sprzęt AGD. Rodziny chcą bowiem odzyskać nie tyle swoje mienie, co rzeczy, które mają dla nich ogromną wartość emocjonalną. Wśród nich zdjęcia, odciski rączki dziecka, elementy zabytkowej zastawy po przodkach. Cała akcja poszukiwań potrwa około tygodnia i prowadzona jest przez służby miejskie we współpracy z poszkodowanymi rodzinami. Wszystko po to, by przynajmniej trochę ulżyć ludziom w cierpieniu i postarać się zminimalizować ich straty, wspomina burmistrz Pauline Krikke.