Bohater, który zamiast peleryny nosi kask budowlańca
„Nie uważam się za bohatera” – tak całą sprawę komentuje 29-letni Kamil, pracownik migrujący zatrudniony na placu budowy w Hengelo. Z opinią tą nie zgadza się jednak ani jego pracodawca, ani świadkowie całego wydarzenia, ani też ofiara, która żyje tylko dzięki odwadze i skuteczności naszego rodaka.
Dwa tygodnie temu, w środę 17 stycznia, straż pożarna została wezwana na jeden z placów budowy w Hengelo. Oprócz strażaków na miejsce skierowano też pogotowie. Powód? Na ruchomej platformie, podczas instalowania rolet przeciwsłonecznych, pracownik bardzo źle się poczuł.
Do zasłabnięcia doszło o godzinie 9:30. Po kilkudziesięciu minutach mężczyzna trafił do karetki, która zawiozła go do szpitala. Ofiara całego tego zdarzenia przeżyła.
Niedopatrzenie
W połowie lutego media nie opowiedziały jednak całej historii. Nikt bowiem nie mówił o tym co stało się pomiędzy zasłabnięciem, a momentem gdy poszkodowanym zajęli się ratownicy najpierw ze straży pożarnej, a później z pogotowia. Jest to wielkie niedopatrzenie. Ponieważ gdyby nie nasz rodak, 29-letni Kamil i jego koledzy z pracy, ani strażacy, ani pogotowie nie mieliby kogo ratować. To bowiem właśnie polski migrant zarobkowy walczył o życie 63-latniego technika ochrony przeciwsłonecznej i walkę tę wygrał.
17 stycznia
W lekko mroźny dzień, 17 stycznia na placu budowy krzątało się ponad 100 pracowników. Oprócz firmy zakładającej rolety, na terenie znajdowało się wielu innych podwykonawców pracujących w budynku i jego okolicy, stawiających nowy gmach dla producenta filtrów membranowych NX Filtration. Wśród nich byli specjaliści od pokryć dachowych i ściennych Hardeman Van HartenW, gdzie zatrudniony jest nasz rodak. W pewnym momencie współpracownik Kamila wskazał, iż coś musiało wydarzyć się obok. Kamil wiedziony ciekawością i złym przeczuciem poszedł sprawdzić, co się stało. Tam zobaczył mężczyznę w podnośniku koszowym. Polak, gdy spojrzał na twarz pracownika, będącego wtedy około 2,5 metra nad ziemią zrozumiał, że doszło do czegoś bardzo złego.
Działania
Nasz rodak nie zastanawiał się zbyt długo. Kamil szybko wspiął się do kosza i dotarł do leżącego już 63-latka. Sprawdził tętno. Serce mężczyzny nie biło. W tym momencie do kosza wszedł kolega Kamila. Pracownicy natychmiast podzielili się obowiązkami. Przyjaciel naszego rodaka udrożnił drogi oddechowe, a Polak rozpoczął resuscytację.
Minuta
Jak przekazał nas rodak dziennikarzom z AD, myślał, iż to wszystko trwało nie więcej niż minutę, do momentu, w którym nie przyjechali strażacy i pogotowie. Prawda była jednak zupełnie inna. 29-latek walczył o życie mężczyzny przez prawie pół godziny. Najpierw Polak prowadził resuscytację sam, później ktoś dostarczył AED, które częściowo pomogło w nadzorze nad poszkodowanym.
Bohater
Gdy po kilkudziesięciu minutach karetka zabrała ofiarę, na placu budowy przez długie godziny nikt nie wiedział, co stało się z mężczyzną. Dopiero pod koniec zmiany, do Kamila i innych pracowników dotarła krótka wiadomość. Serce wznowiło pracę, ofiara zawału przeżyje.
Trzy dni później poszkodowany mógł wyjść ze szpitala. 63-latek, czuje się dość dobrze. Jest obolały, Kamil, prowadząc resuscytację, złamał mu kilka żeber, ale gdyby nie on mężczyzna nie miałby szans.
To normalne
W podzięce za uratowanie życia pracodawca chorego zorganizował w miejscu pracy mały poczęstunek dla Kamila i innych zatrudnionych. Nikt nie potrafi się nachwalić naszego rodaka. Polak, bohater, który zamiast peleryny nosi budowlany kask, ma jednak inne zdanie na ten temat. „Nie uważam się za bohatera, to, co zrobiłem, jest normalne. Kiedy coś takiego się dzieje, trzeba pomóc. Każdy powinien to zrobić. Nawet jeśli zadzwonisz tylko pod numer 112” – mówi dziennikarzom AD, zachowując naturalną skromność.
Źródło: AD.nl