Tulipanowa gorączka – jak tulipomania ogarnęła Holendrów?
Historia Holandii bogata jest w ciekawostki i niezwykłe opowieści. Jednym z fenomenów, o których Holendrzy nadal chętnie opowiadają, jest tulipanowa gorączka. Dowiedz się, skąd wzięła się nagła moda na tulipany w XVII-wiecznej Holandii i jakie były jej efekty.
Tulipanowa gorączka – co to?
Tulipanowa gorączka to zjawisko ekonomiczne, które miało miejsce w latach 30. XVII w. w Niderlandach. Był to złoty wiek dla Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich – kwitł handel międzynarodowy, arystokraci bogacili się, a kompanie zamorskie zdobywały kolejne kolonie. Holenderska arystokracja chętnie pokazywała swój majątek pod wpływem różnych mód. Dotyczyły one tego, co wyższe klasy nosiły, jak spędzały wolny czas, co jadły, a nawet w co inwestowały. Wiele z tych trendów przybyło z odległych krajów, m. in. moda na jedwabne tkaniny, korzenne przyprawy, czy też na tulipany. Towary te nie były ogólnodostępne – ze względu na wysoki popyt stawały się wyjątkowo kosztowne. W szczytowym momencie moda na tulipany prowadziła ludzi do wyjątkowo nieodpowiedzialnych decyzji, kończąc się krachem finansowym i poważnymi problemami dla wielu holenderskich inwestorów. Jak do tego doszło?
Skąd wzięły się tulipany w Holandii?
Tulipany dziś są jednoznacznie kojarzone z Holandią. Przybyły one do tego kraju dopiero w XVI w. Kwiaty te pochodzą z Imperium Osmańskiego, czyli terenów dzisiejszej Turcji. Nie były dostosowane do uprawy w holenderskim klimacie, który był znacznie chłodniejszy i mniej słoneczny niż ten panujący w Turcji. Dopiero w 1593 roku biologowi Charlesowi de L’Ecluse udało się wyhodować odmianę, która była odporna na niesprzyjające warunki. Rośliny, nad którymi pracował, zostały wykradzione z uniwersyteckiego ogrodu – tak trafiły do handlarzy, którzy zaczęli je sprzedawać.
Bogacąca się klasa średnia Holandii zachwyciła się barwnymi kwiatami. Arystokracja i zamożni mieszczanie zaczęli konkurować ze sobą o coraz to rzadsze i bardziej wymyślne odmiany tulipanów. Stały się one symbolem statusu, jednoznacznie wyznaczając przynależność do szczebla hierarchii społecznej. W czasie szczytu popularności tych kwiatów na Holenderskich uprawach pojawił się wirus. Powodował on, że płatki tulipanów przybierały piękne, wyjątkowe kształty, jednak okazy zaatakowane nim były słabe i mizerne. Ta anomalia biologiczna doprowadziła do zmniejszenia liczby tulipanów dostępnych na rynku, przez co stały się jeszcze bardziej pożądanym, luksusowym towarem.
Gorączka tulipanowa – kiedy się zaczęła?
Moda na tulipany miała się dobrze już od lat 20. XVII w. W tamtych czasach kwiaty te były luksusowym towarem, którego ceny rosły drastycznie szybko, nieporównywalnie z innymi egzotycznymi dobrami. W 1623 roku za jedną cebulkę trzeba było zapłacić 1000 guldenów. W roku 1637 cena ta była już dziesięciokrotnie większa. Za najcenniejszą odmianę uważano wtedy tulipany Semper Augustus, które wyróżniały się szkarłatnoczerwonymi płatkami przecinanymi białymi pasami. Aby zobrazować sobie, jak absurdalne ceny osiągały te kwiaty, można porównać je do cen innych towarów. Przykładowo, jedna cebulka tulipana Semper Augustus kosztowała tyle co 80 tłustych świń albo ponad 20 ton pszenicy.
Bańki spekulacyjne i tulipanowy kryzys
Prawdziwe tulipanowe szaleństwo przypadło na lata 1636-1637. W Holenderskich miastach działały wtedy giełdy kwiatowe, gdzie handlarze oferowali swój towar. Niebywałe zainteresowanie tulipanami sprawiło, że częstym zjawiskiem stały się bańki spekulacyjne. Jest to proces, który polega na sztucznym wywindowaniu cen, na które pozwala duży popyt. Handlarze życzyli sobie coraz więcej za cebulki, co w pewnym momencie doprowadziło do załamania rynku tulipanowego.
Tulipomania – handel wiatrem
Ciekawą strategią XVII-wiecznych handlarzy był handel wiatrem. Termin ten oznacza proceder, który polega na sprzedawaniu kilkukrotnie tej samej cebulki, albo takiej, która w ogóle nie istnieje. Okazja do szybkiego wzbogacenia się przyciągnęła wielu oszustów, którzy nawet nie posiadali towaru, którym handlowali. Kupujący zostawali wtedy z samym papierem zakupu – wiatrem. Sytuacja ta była szczególnie szkodliwa dla biedniejszych, którzy zachęceni ciągłym wzrostem cen, chcieli zainwestować w tulipany. Rzemieślnicy i mieszczanie brali kredyty na zakup jednej cebulki, którą planowali sprzedać z wielokrotnym zyskiem. Często jednak zostawali z niczym.
Skutki tulipanowej gorączki
W 1637 roku rynek tulipanowy się załamał, pozbywając wielu handlarzy dorobku, a innych zostawiając w długach. Przyczyną pęknięcia bańki spekulacyjnej były zbyt wygórowane ceny i ogólny chaos wśród handlarzy, w tym niewywiązywanie się z kontraktów terminowych obiecujących sprzedaż tulipanów po określonej cenie w przyszłości.
Według wielu historyków lata tulipanowej gorączki uważane są za pierwszą bańkę spekulacyjną w historii. Niektórzy uważają, że krach ten był bardziej spektakularny niż kryzys na Wall Street z 1929 r. Wbrew popularnych wierzeń, nagła zmiana na ryku nie pogrążyła Zjednoczonych Prowincji w kryzysie. Oczywiście, część spekulantów skończyło z długami, jednak recesja nie dotknęła większości Holendrów. Stało się tak ze względu na pragmatyczne podejście pożyczkodawców. Długi zostały umorzone za niską rekompensatą w celu uniknięcia chaosu.
Tulipomania odbiła się jednak na holenderskich klasach wyższych. Zaufanie społeczne zostało podkopane i przez kilka następnych dekad ludzie bardziej sceptycznie podchodzili do inwestycji.
Tulipanowa gorączka w Holandii
Od tamtej pory rynek tulipanowy ma się znacznie lepiej. Holandia jest jednym z największych eksporterów tych kwiatów, czyniąc z nich swój narodowy symbol. Handel nimi jest uregulowany prawnie, dzięki czemu może nadal prężnie działać.
Bańki spekulacyjne natomiast nadal mają się świetnie. Często, tak jak w przypadku tulipanów, dotyczą towarów nowych, modnych, budzących zainteresowanie inwestorów. W XXI wieku nie są to już egzotyczne kwiaty, a raczej takie aktywa, jak NFT czy kryptowaluty. Rynki takie często nie podlegają regulacjom prawnym, przez co lokowanie w nich kapitału wiąże się z dużym ryzykiem.