Policjanci zatrzaśnięci z agresywnym przestępcą w Hadze.
Czasem człowiek ma najzwyczajniej w życiu pecha. Niekiedy, gdy chcemy, by coś się skończyło, los prowadzi do takiego obrotu spraw, iż wydarzenia komplikują się tak, iż sami nawet o tym byśmy nie pomyśleli. Tak było w przypadku bardzo agresywnego złodzieja z centrum handlowego Laakweg.
W środowy wieczór policjanci otrzymali informacje, iż w centrum handlowym przy Laakweg w Hadze grasuje złodziej sklepowy. Podejrzany został przyłapany na kradzieży. Mężczyzna pomimo tego, iż wpadł na gorącym uczynku, nie pogodził się ze swoim losem i stawiał opór. Na miejsce wysłano patrol policji, który miał utemperować złodzieja i przewieźć go na komendę. Wydawało się więc, iż będzie to zwykła, prosta interwencja. Kilka minut później dyżurny otrzymał od patrolu pilne wezwanie o pomoc. Sytuacja bowiem bardzo się skomplikowała.
Zatrzymanie
Wszystko zaczęło się od zatrzymania złodzieja. Nie chciał on współpracować z policją. Był agresywny, stawiał się. Funkcjonariusze mieli bardzo duże problemy, by go utemperować. Dopiero po dłuższej chwili udało się mu założyć kajdanki. W tym momencie wydawało się, iż sytuacja jest już opanowana, a wszystko pójdzie z przysłowiowej górki. Wystarczyło zjechać windą na dół i wsadzić podejrzanego do radiowozu.
Prośba o pomoc
Funkcjonariusze wsiedli więc ze złodziejem do windy i przycisnęli przycisk „parter”. Winda zamknęła się, zjechała kilka metrów i popsuła się, zatrzymując między piętrami. Policjanci początkowo próbowali samemu rozwiązać problem. Widna jednak nie chciała ruszyć. W małym pomieszczeniu zaczęło robić się coraz cieplej i coraz bardziej duszno. W efekcie klimat dosłownie gęstniał. Agresja złodzieja zaczęła zaś przeradzać się w strach i paranoje. W pewnym momencie podejrzany zaczął źle się czuć. Funkcjonariusze, widząc, iż nie są w stanie nic zrobić, wezwali pomoc.
Małe zamieszanie
Przez małe zamieszanie sygnał pomocy został potraktowany jako problem przy zatrzymaniu. Na miejsce wysłano dodatkowe patrole policji z okolicy, które jedynie mogły podtrzymywać na duchu kolegów zamkniętych w metalowej puszcze, w szybie windy. Tu zamiast odznak i kajdanek potrzebne były strażackie kleszcze. Dopiero po dłuższym czasie strażakom udało się otworzyć drzwi na tyle, by policjanci i podejrzany mogli wyczołgać się z windy przez wąską szparę na wysokości około 1,5 metra nad ziemią (bo na niej znajdowała się podłoga kabiny).
Pogotowie
Zanim jednak złodziej trafił na dołek, musiał zostać zbadany przez pogotowie. Policjanci, widząc jego zachowanie w windzie, faktycznie zaczęli obawiać się o jego zdrowie. Na szczęście świeże powietrze i otwarta przestrzeń poprawiły jego kondycję na tyle, by nie musiał jechać od szpitala. W efekcie, chwilę później rzezimieszek znów został zamknięty, tym razem jednak w policyjnej celi.