Barista i kosmetyczka do szparaga!

Wiele wskazuje na to, iż sytuacja na rynku pracy w Królestwie Niderlandów staje się coraz gorsza. Do rolników przychodzą dziesiątki podań o pracę. Nie wysyłają ich jednak Polacy czy inne nacje z Europy Wschodniej, a sami Holendrzy. Czy tegoroczny szparag zostanie wycięty rękami Holendra?

Cieszyć się czy płakać

„Nie wiem, czy mam cieszyć się, czy płakać” – mówi naszemu reporterowi Hans Van R. (dane znane redakcji- RODO) „Gdy w Niderlandach pojawił się COVID-19 bałem się, że nie będę miał rąk do pracy. Nie będzie komu wybierać szparagów z pola. Gdy zaś dowiedziałem się o tym, że Polska wprowadza kwarantanny, byłem już prawie pewien, że będzie problem z pracownikiem. Do tego teraz mamy jeszcze te obostrzenia dotyczące jazdy. (...) Może być problem z Polakami”. Farmer wspominał, że od wielu lat zatrudniał naszych rodaków w swoim gospodarstwie w Limburgii. Teraz ma z tym problemy. Polacy owszem są, ale jest ich zdecydowanie mniej niż zwykle. Producent rolny zauważa również iż ciepła tegoroczna zima sprawiła, że rośliny są gotowe do zbiorów wcześniej. To zaś znacznie ograniczyło czas na pozyskanie pracowników.

 

Holender do szparaga

„Bałem się, że nie będę miał kogo zatrudnić i rośliny zostaną na polu. Stało się jednak inaczej. Od kilku dni dostaje wiele zapytań o prace. Do szparaga garną nie pracownicy ze wschodu, ale sami Holendrzy. CV dostawałem od baristów, sprzedawczyń z galerii handlowej, nawet od makijażystki mojej żony. Z jednej strony to dar od losu. Moje plony nie pójdą na zaoranie. Z drugiej, cała ta sytuacja jest przerażająca. Kiedyś Ci ludzie nie spojrzeliby na pole, a teraz. Nasza gospodarka jest w opłakanym stanie. Szczerze im współczuje.”

Holender wspomina, iż otrzymał kilkanaście telefonów i maili. Farmer potrzebuje około 15-20 pracowników. Nie każdy jednak decyduje się na taką pracę.

„W zaistniałej sytuacji chciałbym pomóc każdemu. To straszne tak stracić pracę z dnia na dzień i to nawet nie przez swoje błędy, a decyzję władzy czy coś, co jest niezależne od nas. Jak na razie nie odmówiłem nikomu. Niezależnie czy to kelnerka, czy kucharz. Problem w tym, że część z nich po rozmowie sama rezygnuje. Niektórych nie zadowalają stawki. Innych odstręcza trud pracy w polu. Miałem nawet telefon od pewnej pracownicy solarium. Kobieta bardzo chciała zbierać szparagi, ale gdy dowiedziała się, że one rosną w ziemi to powiedziała, iż szkoda jej dłoni i rezygnuje”.

 

Polak kontra Holender

Gospodarz pytany przez nas o to, kto jest lepszym pracownikiem Polak czy Holender odpowiedział, iż nie wie. Wskazał, iż z jednej strony w przypadku rodaków nie ma problemów z barierą językową. Ludzie ci też przeważnie mieszkają gdzieś w okolicy. Nie trzeba więc martwic się o ich zakwaterowanie lub dojazd. Z drugiej, nie licząc czasem dorabiających studentów, od 13 lat nie zatrudniał Holendrów. Zawsze tę pracę wykonywali Polacy. Przyjeżdżali na pola i wykonywali kawał dobrej roboty. Owszem jak wspomina gospodarz, piątkowe wieczory to było „polen party” i wódka się lała dość mocno na domach (kiedy miał je jeszcze na swoim terenie), ale w pracy zawsze trzymali poziom. Czy Holendrzy tacy będą, czas pokaże. Rolnik obawia się jednak, iż pomoc państwa i czerwcowe otwarcie sklepów i kawiarni (jeśli takie nastąpi), może spowodować nagły odpływ pracowników. Polacy więc tak czy siak, raczej będą jego zdaniem potrzebni.