Auto z 2 migrantami utonęło w Nijmegen
W piątek wieczorem doszło do tragicznego w swych skutkach wypadku w Nijmegen. W wodzie, w Waalhaven znalazł się samochód osobowy. Nikt jednak o tym nie wiedział. Dopiero w sobotę podczas akcji poszukiwawczej namierzono pojazd, a ratownicy odnaleźli w nim dwie osoby. Jak doszło do tego wypadku? Co sprawiło, iż holenderskie rzeki i kanały pochłonęły kolejne ofiary?
Ukraińcy
Ofiarami są migranci z Europy Wschodniej, dwaj Ukraińcy, którzy mieszkali na łodzi w tym samym porcie, w którym znaleziono zatopiony pojazd. Co stało się, iż tych dwóch mężczyzn straciło życie?
Ihor Kutskiy mieszkający we Frankfurcie, brat jednej z ofiar, wskazuje, iż przyczyną był najprawdopodobniej zwykły pech. Tragiczny zbieg okoliczności.
Vitali oraz Andrej mieszkali na łodzi, która została przekształcona w schronisko dla uchodźców. Dwójka chciała najprawdopodobniej pojechać do miasta. Wsiedli więc do Hondy Civic i ruszyli w swoją ostatnią drogę. Do celu jednak nigdy nie dotarli.
Wypadek
Jak przekazała policja, do wypadku doszło najpewniej w piątek między piątą a szóstą rano. „Wiemy to od ochroniarza, który widział, jak szykowali się do odjazu” – przekazał brat ofiary, dodając, iż dwójka miała najpierw wypić coś w aucie (nie ma tu mowy o alkoholu), a później po przejechaniu raptem kilkuset metrów wpaść do wody. Wszystko z racji warunków, jakie panowały wtedy w Holandii. „Policja powiedziała mi, że było ślisko z powodu śniegu lub gołoledzi” – mówi ze smutkiem Ihor. Andrej, który prowadził pojazd, mógł zlekceważyć warunki lub po prostu się zapomnieć i auto nie wyhamowało ewentualnie wpadło w poślizg. Między zaś wodą a nabrzeżem, po którym poruszają się auta, nie ma płotu, barierek, murku, niczego co mogłoby zablokować sunący w stronę wody samochód. Gdyby tego było mało, nabrzeże jest lekko pochylone ku wodzie, jeśli więc ktoś ustawi się prostopadle do wody i zapomni zaciągnąć hamulec ręczny, może szukać swoich czterech kółek w toni.
Auto
Auto na skutek wypadku wpadło do wody. Nikt jednak tego nie zauważył. Nikt początkowo nie zorientował się, co się stało. Dopiero, gdy w piątek o 12 Vitalij nie zjawił się na umówionym spotkaniu, zaczęto się zastanawiać, gdzie zniknęła dwójka Ukraińców. „Nikt nie widział, że samochód wpadł do portu Waalhaven, dlatego początkowo można było tylko zgadywać, gdzie znajdowali się Vitalij i jego przyjaciel”. Po słowach ochroniarza zaczęto jednak zastanawiać się, czy oni opuścili port.
Rozpoczęły się poszukiwania Ukraińców, w których udział wzięła też między innymi łódź z sonarem. To jej załodze udało się odnaleźć zatopiony pojazd. Gdy do auta zeszła ekipa nurków zagadka zaginionych mężczyzn miała swój smutny finał. Stało się to jednak dopiero w sobotę wieczorem.
„Zadbamy o piękny pogrzeb na Ukrainie, w naszej ojczyźnie” – przekazał dziennikarzom brat zmarłego.
Co o sprawie mówią władze miasta? Odmawiają komentarzy uważając, iż to, że był to wypadek, powinno zakończyć dyskusję.
Źródło: AD.nl