Aborcja Królowej Holandii
Królestwo Niderlandów znane na świecie jest między innymi z legalnej aborcji. Mówi się, iż takiemu zabiegowi miała poddać się nawet królowa Wilhelmina, gdy była w swojej drugiej ciąży. Jej powodem miała być choroba monarchini. Decyzja o przerwaniu ciąży zapadła po tym jak władczyni zakaziła się tyfusem. Co jednak najciekawsze, królowa zrobiła to wbrew prawu.
Aborcja nie zawsze była dozwolona w Holandii. Od 1811 roku jakakolwiek forma celowego przerywania ciąży w Królestwie Niderlandów była prawnie zakazana. Jak jednak odkryła profesor Trudy Dehue i opisała to w książce „Ei, foetus, baby” władczyni złamała te przepisy, o czym pisano między innymi w zagranicznej prasie. Do aborcji miało odejść w nocy z 4 na 5 maja 1902 roku.
Przyszłość państwa na włosku
Życie Królowej Wilhelminy, a wraz z nim całej holenderskiej monarchii było zagrożone w 1902 roku. Wtedy to mająca zaledwie 21 lat królowa, zachorowała na dur brzuszny. Choroba mocno ją osłabiła i stopniowo wyniszczała. Co jednak najgorsze, władczyni nie miała męskiego następcy trony, nie było przyszłego króla. Gdyby więc zmarła holenderski tron trafiłby w ręce jej kuzynów z rodów niemieckich i najpewniej Królestwo Niderlandów stałoby się później częścią zjednoczonych Niemiec.
Aborcja
By ratować życie i koronę, władczyni musiała podjąć bardzo trudną decyzję. Musiała bowiem poświęcić życie swojego drugiego dziecka. Gdy zachorowała była bowiem w ciąży. „Musiała przejść operację, która była zabroniona przez prawo, ale uratowała jej życie, a wraz z nią rodzinę królewską” – pisze Dehue, cytowana przez AD, dodając: „W tamtym czasie ustawodawstwo było inspirowane przez katolików, a aborcja – słowo używane w naszym języku dopiero od 1880 roku – była zabroniona w każdych okolicznościach. W tamtym czasie lekarze dopiero nieśmiało opowiadali się za wyjątkami”.
Po cichu
Życie i przyszłość monarchii, czy przestrzeganie prawa kraju, którego jest się głową? Gdyby chodziło o życie samej Wilhelminy, być może królowa jeszcze by się nad tym zastanawiała. Chodziło jednak o przyszłość ojczyzny. Zabieg więc został wykonany.
„Przeszukiwałam archiwa cyfrowe pod kątem» aborcji «w okresie od 1900 do 1910 roku i czytałam doniesienia między innymi w Soerabaijasch Handelsblad o procedurze, która uratowała życie królowej” – mówi holenderskim dziennikarzom Dehue. „(autorzy-red.)Nie podali bezpośredniego źródła tego sformułowania, ale w następnym zdaniu odnieśli się do telegramu, który mąż Wilhelminy, książę Hendrik, wysłał do swojej rodziny w Schwerinie w Niemczech”. To utwierdziło autorkę, iż zabieg miał miejsce, to również pokazało pewne tabu. Rodzina królewska z wiadomych przyczyn nie chciała się z tym afiszować. Dużo lepiej wyglądała utrata dziecka, być może przyszłego następcy tronu, z powodu choroby, niż celowe przerywanie ciąży i sprzeniewierzenie się prawu, którego władczyni była gwarantem.
Poronienie
Widać to zresztą w holenderskich archiwach. Można w nich przeczytać, iż 4 maja 1902 roku, królowa w czwartym miesiącu ciąży poroniła, rodząc martwego chłopca, niedoszłego następcę tronu. Tę wiadomość podały również oficjalnie niderlandzkie media, pogrążając w ten sposób w smutku społeczeństwo, które liczyło na narodziny przyszłego monarchy.
Czasy się zmieniają
Obecnie kobiety nie muszą ukrywać przed światem i wymiarem sprawiedliwości tego zabiegu. 82 lata po tym wydarzeniu aborcja w Holandii została oficjalnie zalegalizowana. Kobiety, które chcą jej dokonać, mogą udać się bez obaw do kliniki, która przeprowadzi je przez ten trudny proces.
Źródło: Ad.nl