21-latek dogonił własną śmierć

„Mierz siły na zamiary” mówi staropolskie przysłowie. Te kilka słów dotyczy praktycznie każdej dziedziny życia, w tym prowadzenia pojazdów. Gdyby bowiem trzymał się ich 21-letni Holender, być może dziś by żył.

Młody mężczyzna zginął w piątek podczas wypadku tuż za Doetinchem. 21-latek poruszał się na motocyklu, który rozbił się o drzewo na Varsseveldseweg.

 

Tragedia na drodze

Jak doszło do wypadku? Zdaniem świadków wszystko to efekt wyprzedzania, jakiego podjął się kierowca jednośladu. Holender miał wyprzedzać osobówkę, gdy nagle zobaczył nadjeżdżający z przeciwka samochód. W zaistniałej sytuacji, by ratować się przed czołowym zderzeniem, postanowił nie przyśpieszyć, aby zmieścić się na centymetry, ani też zahamować, żeby wjechać z powrotem za wyprzedany pojazd. Młody człowiek podjął brzemienną w skutkach decyzję, by uciec na pobocze.

 

Przydrożne drzewa

Zjazd na pobocze, w połączeniu z dużą prędkością, mógł zakończyć się tylko w jeden, możliwy sposób. Holender stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w drzewo. Siła tego zderzenia była tak duża, iż maszyna i kierowca dosłownie się od niego odbili i uderzyli w pień drzewa rosnącego obok.

Śmierć na miejscu

Gdyby motocyklista zjechał na łąkę, najpewniej skończyłoby się na rozbitym motocyklu i siniakach, ewentualnie niezagrażających życiu złamaniach. W tym przypadku jednak starcie z naturą okazało się śmiertelne. Na miejsce wypadku ściągnięto służby ratownicze, w tym helikopter lotniczego pogotowia ratunkowego. Medycy nie mogli jednak już nic zrobić dla ofiary. Mimo iż, byli na miejscu już po kilku minutach było za późno na pomoc.

 

Mierz siły…

Można by powiedzieć, iż 21-latek to kolejna ofiara przydrożnych drzew. Nie można jednak nie wspomnieć jeszcze o drugiej bardzo ważnej kwestii. Młody mężczyzna miał prawo jazdy kategorii A zaledwie do kilku godzin. Odebrał je bowiem rankiem tego feralnego dnia. Motocykl, którym zaś się poruszał nie był jego. Zabrał go na jazdę próbną, by zobaczyć, jak sprawuje się na drodze. Bardzo możliwe więc, iż „zielony” motocyklista po prostu przecenił swoje umiejętności i śmiertelnie przeszarżował. Nie bez przyczyny mówi się bowiem, iż kurs nauki jazdy nauczy obsługi samochodu/motocyklu, absolutnych podstaw. Jeździć człowiek zaś uczy się później sam, gdy nie ma przy nim instruktora, gdy sam odpowiada za swoje czyny. Szkoda jedynie, iż ta nauka dla 21-latka skończyła się tak szybko i tak brutalnie.

 

 

Źródło:  Nu.nl