Zwolnienie dyscyplinarne żandarma zmienia się w tragedię

Przyjaciel wyleciał w powietrze, a on stanął przed sądem

Funkcjonariusz holenderskiej żandarmerii wojskowej targnął się na swoje życie. Historia ta ma niestety nie jedno, a dwa bardzo smutne i przygnębiające zakończenia. Gdyby bowiem ktoś się nie pospieszył i dochował procedur z maksymalną starannością mężczyzna najpewniej by żył.

Zwolnienie dyscyplinarne

49-letni Lennart Bantema przed 22 lata pracował jako oficer holenderskiej żandarmerii. Był uczciwym, oddanym swojej służbie funkcjonariuszem, który ostatni okres swojej służby spędził w ochronie portu lotniczego w Schiphol. Jego kariera została jednak bardzo brutalnie przerwana 17 stycznia 2023 roku z powodu samobójstwa. Samobójstwa, na które zdecydował się krótko po dyscyplinarnym zwolnieniu ze służby.

 

Powody

Oficer odebrał sobie życie dwa tygodnie po tym jak otrzymał „wilczy bilet”. Dyscyplinarne zwolnienie było zaś efektem „bardzo poważnego, niewłaściwego postępowania” - jak można przeczytać w uzasadnieniu. Czyżby więc oficer współpracował z przestępcami, pomagał w szmuglowaniu narkotyków? Nie. Dyscyplinarka była efektem tego, iż 49-latek w swoim czasie prywatnym dorobił sobie do pensji oficera. Jak to robił? Sprzedał on kajdanki od francuskiego producenta znajomemu, z którym współpracowała żandarmeria.
Brzmi to trochę niezrozumiale. Chodzi jednak o to, że oficer w dobrej wierze sprzedał zestaw kajdanek znajomemu pracującego w Służbie Transportu i Wsparcia Ministerstwa Sprawiedliwości.  Człowiek ten, również funkcjonariusz państwowy, mógł korzystać z kajdanek, nie mógł ich jednak zamówić u francuskiego dostawcy, więc poprosił żandarma o pomoc w zakupie.
Jak się okazało, działania takie były nielegalne, chociaż oskarżony o to mężczyzna od początku wskazywał, że nie miał pojęcia, tym bardziej, iż sprzęt nie trafił w ręce cywila, a innego funkcjonariusza.

 

Jak śmieć

W ten sposób oficer z ponad dwiema dekadami na służbie został potraktowany jak śmieć. „Lennart nie był słyszany, zrozumiany, zauważany i nie wierzono mu. Proces był okropny. Odstawiono go jak śmiecia i ani przez moment organizacja się nim nie zaopiekowała” – napisała żona żandarma w liście do ówczesnego ministra sprawiedliwości. Pisma, apele i tłumaczenia nic jednak nie dały.
Komisja dyscyplinarna nie słuchała oskarżonego ani nikogo innego. Stwierdziła tylko fakt niezgodności z prawem. Zapadła decyzja o zwolnieniu, która doprowadziła później żandarma do samobójstwa.

Zawrzało

Po śmierci oficera zawrzało. Na sprawę znów spojrzały media i prokuratura. Stworzono specjalną komisję do zbadania całej sprawy. Ta pod kierownictwem byłego szefa prokuratury, Harma Brouwera, orzekła w tym tygodniu, że zwolnienie dyscyplinarne było całkowicie nieuzasadnione. W dokumencie, który trafił między innymi na ręce wdowy, można było przeczytać to, o czym kobieta wiedziała od początku.
„Komisja śledcza stwierdza, że zbiór faktów wykorzystanych do podjęcia decyzji o zwolnieniu oraz wynikające z niego podstawy zwolnienia, nie mogą przemawiać za zwolnieniem”. W raporcie znajduje się również zdanie „Decyzja nie może przejść testu należytej staranności”. Oznacza to, iż cały proces był przeprowadzony błędnie i po łebkach. Nie był więc rzetelny i oskarżony mógłby spokojnie zaskarżyć jego wyrok. Wygrałby ten proces i mógł liczyć na przywrócenie do służby i odszkodowanie od pracodawcy.

 

Co dalej?

Raport nie pozostawia więc suchej nitki na żandarmerii i komisji dyscyplinarnej. Oficer nie powinien zostać zwolniony. Pytanie więc co dalej? Skoro zwolnienie było powodem samobójstwa, więc komisja, swoją pochopną decyzją, ma na rękach krew 49-latka. Nie wiadomo jednak, czy wdowa będzie domagać się odszkodowania i zadośćuczynienia za śmierć męża. Jeśli tak, istnieje spora szansa, iż byłaby to jedna z największych sum w historii Holandii. Oprócz bowiem odszkodowania za samą śmierć i ból, jaki przeżyła, mogłaby domagać się środków, jakie miałaby dzięki zarobkom męża podczas pozostałej służby i jego późniejszej emerytury.

 

 

 

Źródło:  AD.nl