Zeldam: Jak jedna rodzina i to dosłownie
Holendrzy to mały naród. Można więc powiedzieć, iż wszyscy są sobie bliscy. W pewnej jednak niderlandzkiej wiosce - Zeldam słowa te trzeba potraktować dosłownie. Prawie wszyscy mieszkańcy są w większym lub mniejszym stopniu spokrewnieni. Co więcej, niektórzy z nich powiedzieli sobie sakramentalne tak i mają dzieci.
O jakiej wiosce mowa? O małej miejscowości Zeldam, które znajduje się na przedmieściach rozrastającego się Wiene. Nie odznacza się ona na pierwszy rzut oka niczym nadzwyczajnym. Ot jedna z dziesiątek jeśli nie setek podobnych rozsianych po całej Holandii. Gdy jednak spojrzy się na spis mieszkańców, można zobaczyć coś ciekawego. Wielu z nich nosi nazwisko Overbeek. Wyglądałoby to tak jakby byli ze sobą spokrewnieni. Lokalni mieszkańcy pytani o to potakują, kiwając głową i dodają, iż przez lata nawet jeśli ktoś tu nie nosi tego nazwiska, to istniała duża szansa, iż i tak jest spokrewniony z tą rodziną.
Sami sobie
Obecnie sytuacja nieco się zmienia. Człowiek stał się o wiele bardziej mobilny. Młodzi wyjeżdżają ze wsi, uciekając do miast, do lepszych perspektyw. Jak jednak wskazują starzy mieszkańcy, kiedyś tak nie było. Wieś to była wieś i życie toczyło się w jej rejonie. Wyjazd do Wiene to była wyprawą na cały dzień. Zresztą kto, by chciał się tam udawać. Dzieciom i młodzieży nie pozawalano na to, uczyli się w domu i lokalnej szkole. Placówki w Wiene były protestanckie. Mieszkańcy Zeldam są zaś katolikami. Kontakty z miastowymi to był więc grzech, trzeba było żyć i współpracować wśród swoich.
Śluby
W efekcie wieś, która powstała już w średniowieczu, cały czas żyła własnym życiem, w kręgu najbliższych. To tam ludzie zakochiwali się w sobie, mówili sobie sakramentalne tak i mieli ze sobą dzieci. Do wsi rzadko przybywał ktoś obcy, a gdy już to się działo, spowodowane było właśnie ożenkiem i dotyczyło zwykle ludności z innych katolickich wiosek znajdujących się w okolicy. Wszystko to w pewnym momencie zaczęło sprawiać, iż mieszkańcy stawali się jedną rodziną. Ktoś był kogoś wujem, ktoś kuzynką, ktoś teściem. W efekcie jeszcze 40 lat temu, by para we wsi mogła wziąć ze sobą ślub, potrzebna była interwencja biskupa i analiza ksiąg parafialnych, by dokładnie sprawdzić, czy między dwójką zakochanych nie ma zbyt bliskiego pokrewieństwa.
Na szczęście, jak wspomnieliśmy wyżej, sytuacja ta obecnie już mocno się zmienia. Młodzi ludzie jadą na studia, do szkół w innych miastach, zakochują się w osobach spoza swojego podwórka i w rejonie znów pojawia się domieszka świeżej krwi.
Źródło: AD.nl
https://youtu.be/TvHdsVFCLY