Zamachowiec w szkole okazuje się przykrym nieporozumieniem

Siano i ewakuacja szkoły

W poniedziałek po południu zajęcia w szkole podstawowej w Noordwijkerhout mogły znów się rozpocząć. Uczniowie wznowili więc naukę z dość dużym poślizgiem. Wczorajszego ranka placówka została ewakuowana z powodu potencjalnie niebezpiecznej sytuacji. Do szkoły miał bowiem wejść nieznany mężczyzna zachowujący się wyjątkowo podejrzanie.

W poniedziałkowy poranek, o godzinie 8 rano funkcjonariusze policji otrzymali wiadomość o dziwnie zachowującym się mężczyźnie na ternie rzymskokatolickiej szkoły podstawowej Prinsenhof, przy Langevelderweg. Informacje, jakie uzyskały służby mundurowe, były na tyle niepokojące, iż stróże prawa zdecydowali się na ewakuację całej placówki oświatowej. Uczniowie i nauczyciele dostali nakaz opuszczenia budynku i zostali przeniesieni w inne bezpieczne miejsce.

 

Przeszukanie

Gdy pedagodzy i ich podopieczni opuścili potencjalne miejsce zagrożenia, policjanci rozpoczęli dokładne przeszukanie już wcześniej odgrodzonej kordonem placówki. Do akcji wezwano duże siły policji. Mundurowi sprawdzali każdy kąt budynku i terenu szkoły, całość zaś z góry nadzorował policyjny śmigłowiec. Policja szukała nie tylko ładunku wybuchowego. Na teren szkoły weszli również ludzie z tarczami balistycznymi. Co zaś mogło oznaczać, iż obawiano się, że ów podejrzany gość może nadal pozostawać gdzieś w gmachu i mieć przy sobie broń palną.

 

Fałszywy alarm

Po długich poszukiwaniach funkcjonariusze ogłosili, kilka minut przed godziną 10, że sprawdzono dokładnie budynek i całą okolicę, ale nie znaleziono ani podejrzanego, ani nic podejrzanego. Jest więc bezpiecznie i zajęcia edukacyjne mogą zostać wznowione. Uczniowie powoli zaczęli powracać do szkoły. Policja zapewniając o bezpieczeństwie nie odniosła się jednak do poszukiwanego mężczyzny. Dopiero później pojawiło się dosłownie lakoniczne wyjaśnienie, iż cała ta potencjalnie niebezpieczna sytuacja opierała się na „nieporozumieniu”. Co to jednak oznacza? Tego policjanci nie chcieli wytłumaczyć.
Nieoficjalnie mówi się jednak, iż panikę spowodował krewny (starszy brat lub ojciec jednego z dzieci), który wszedł do szkoły, a nie został rozpoznany przez pedagogów. Nawet jeśli ta plotka okazałaby się prawdą, to warto pochwalić nauczycieli za czujność. Również policja nie ma im za złe wezwania. Nauczyciele chronili bowiem dobro wyższe, jakim jest zdrowie i życie dzieci.

 

Źródło:  Ad.nl