Żaglowiec poszedł na dno podczas rejsu do Holandii

Żaglowiec poszedł na dno podczas rejsu do Holandii

U wybrzeży archipelagu Bahama, na Morzu Karaibskim, od wtorku prowadzone są zakrojone na szeroką skalę poszukiwania rozbitków. 21 maja na tym akwenie zatonął bowiem szkuner towarowy De Gallant. Żaglowiec ten płynął z Kolumbii do Holandii przewożąc ładunek dla firmy Den Helder. Do tej pory nie udało się odnaleźć dwóch członków załogi.

Na ratunek

Helikoptery amerykańskiej straży przybrzeżnej podjęły z wody sześciu rozbitków, którzy dryfowali na tratwie ratunkowej. Ludzie ci są w dobrym stanie, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Dużo gorzej wygląda sprawa z dwiema kobietami, członkiniami załogi. Skąd pochodziły te kobiety? Tego nie wiadomo. Jak jednak wskazuje strona francuskiego przedsiębiorstwa BSC Sail Cargo, cytowana przez AD to: „zawodowi marynarze, którzy zostali wykształceni i przeszkoleni w zakresie technik przetrwania i ratownictwa na morzu”. Nie można więc ich skreślać, być może nadal żyją.

 

Duże szanse

W porównaniu do rozbitków, którzy wpadają do wody np. na Morzu Północnym, panie mają duże szanse na przeżycie. Nie ma bowiem obaw np. o hipotermię. Obecnie temperatura wody w rejonie gdzie zatonął żaglowiec, ma 27 stopni. Do tego pogoda jest bardzo dobra, widoczność jest duża, nie ma wiatru i dużych fal. Dobrym prognostykiem jest również to, iż szóstka uratowanych miała na sobie specjalne skafandry ratunkowe, to zaś oznacza, iż szkuner szedł na dno na tyle wolno, by zdążyli je ubrać. Jeśli zaginione też je ubrały, mogą w nich naprawdę długo unosić się na wodzie.

 

Co się stało

Jak to się jednak stało, iż towarowy żaglowiec zwodowany w 1916 roku, w Vlaardingen poszedł na dno?  Wiek ponad stuletniej jednostki nie ma tu, zdaniem armatora, znaczenia. Ten cytowany przez AD wskazuje, iż musiało dojść do „bardzo nagłego i nieoczekiwanego wystąpienia niezwykle silnych wiatrów, które mogły doprowadzić do wywrócenia statku i jego ewakuacji”. To „nagłe” było jednak na tyle powolne, iż ludzie zdążyli ubrać rzeczone kombinezony.

 

Jak za dawnych czasów

Żaglowiec wypłynął 11 maja w podróż, jaką pokonywał na początku XX wieku. Wyruszył on z Santa Marta w Kolumbii, mając w ładowniach kakao, cukier trzcinowy i kawę dla europejskich spedytorów. Po prawie dwumiesięcznym rejsie, miał dotrzeć do portu w Holandii. Niestety tak jak i setki lat temu tak i teraz wody Morza Karaibskiego okazały się zgubne dla żaglowców.

 

 

Źródło:  AD.nl