Zaginiona 33-latka odnaleziona po miesiącach poszukiwań

Zaginiona 33-latka odnaleziona po miesiącach poszukiwań

Nigdy nie wolno porzucać nadziei. Niektórzy w tych słowach widzą tylko i wyłącznie slogan. Czasem jednak warto żyć nadzieją, tak jak żyła rodzina pewnej 33-letniej Holenderki, która zaginęła 8 listopada 2024 roku. Kobietę udało się bowiem odnaleźć w poniedziałek. Znajdowała się ona w szpitalu poza granicami kraju.

rozliczenie podatku z Holandii

Ślad zaginął

Annemarije z Leeuwarden zaginęła 8 listopada. "Wyglądało na to, że zniknęła z powierzchni ziemi” – przekazał, komentując to zaginiecie, rzecznik holenderskiej Służby Poszukiwawczo-Ratowniczej (SAR) krajowym mediom. Ze słów tych przebijała wtedy frustracja, ale łatwo to zrozumieć, ponieważ po kobiece faktycznie ślad zaginął. Służby poszukiwawcze nie potrafiły natrafić nawet na najmniejszy trop 33-latki.

 

Wciąż żyje

To, iż ktoś znika nagle i nie odzywa się przez tak długi czas, często zwiastuje najgorsze. Holandia zna wiele takich zaginięć, iż dopiero po wielu latach ktoś w zupełnie nieoczywistym miejscu trafia na szczątki zaginionej osoby. W tym przypadku jednak rodzina się nie poddawała. Ona nadal miała nadzieję, czuła, iż kobieta żyje. Jak się okazało, te przeczucia się potwierdziły.

Zaginiona

Zaginioną udało się odnaleźć za granicami kraju w jednym ze szpitali. „Jej stan mógłby być lepszy, ale największym darem dla jej rodziców i rodziny jest to, że żyje” – napisał SAR w mediach społecznoościowych. Ratownicy, ani krewni nie chcieli zdradzić nic więcej. Nie wiadomo więc w jakim stanie jest Holenderka, nie wiadomo też, jak trafiła do szpitala, ani w jakim państwie znajduje się ta placówka opieki medycznej. Służby nie zdradzając tych informacji, ze względu na prywatność rodziny.

 

Akcja poszukiwawcza

Holenderski SAR szukał kobiety przez trzy miesiące. Jak mówi rzecznik „zrobili wszystko, co mogli”. Ich działania nie ograniczyły się tylko do Holandii. Annemarije była też poszukiwana w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. Rozprowadzano tam ulotki dotyczące zaginionej. Docierały one w różne miejsca, między innymi do szpitali. To bowiem właśnie do nich często trafiają zaginieni. Wystarczy bowiem jakiś wypadek, by osoba straciła przytomność lub pamięć. Jeśli nie ma ona ze sobą dokumentów, to personel szpitala traktuje ją jako N.N. lekarze i pielęgniarki nie wiedzą bowiem, iż mogła ona zaginąć w kraju oddalonym o setki czy tysiące kilometrów od ich kliniki.

Źródło:  NU.nl