Zabił bo odmówiono mu pomocy?

Jamel L. to porażka wymiaru sprawiedliwości

Pojawiają się nowe informacje w sprawie nożownika z Albert Heijn. Okazuje się, iż podejrzany o zabicie pracownicy, zanim doszło do ataku, dwukrotnie zgłosił się do gminy, prosząc o pomoc. Urzędnicy jednak odmówili mu wsparcia, wskazując, iż człowiek ten był agresywny i starał się zastraszyć pracowników.

Jamel L.

Przypomnijmy, 56-letni Jamel L. zaatakował i dźgnął śmiertelnie 36-letnią pracownicę firmy Albert Heijn. Kobieta zmarła na miejscu w wyniku odniesionych obrażeń. Zabójca ma bardzo bogatą przeszłość kryminalną, z której wynika, iż był traktowany jak „zgniłe jajo”, podrzucany różnym zakładom i państwom. W efekcie, mimo iż zdaniem psychologów nigdy nie powinien przebywać na wolności z racji na zagrożenie dla społeczeństwa, żył dalej w Holandii.

 

Prośba o pomoc

Życie to jednak nie układało mu się zbyt dobrze. Wiemy, iż w połowie kwietnia złożył on wniosek o przyznanie mu pomocy społecznej. 13 czerwca zaś chciał otrzymać miejsce w schronisku. Oba jednak te wnioski zostały odrzucone. Czemu? „Podczas różnych kontaktów z podejrzanym dochodziło do słownej agresji i zastraszania” – powiedział w piątek burmistrz Hagi Jan van Zanen. L. był roszczeniowy i nie dochodziło do niego słowo nie. Urzędnicy więc zgłosili sprawę na policję. Przyszły nożownik nie trafił jednak do aresztu, ponieważ nie dopełniono formalności i nie doszło do oficjalnego doniesienia, tak by sprawą mogła zająć się prokuratura.

Sam sobie winny

56-latek został więc z problemem sam. Wiele wskazuje, iż był on bez pieniędzy i bez dachu nad głową, wszystko przez swoją agresję. To być może doprowadziło do jeszcze większej wściekłości, której ujściem był atak na 36-latkę.

 

Co by było gdyby

Można więc powiedzieć, iż do tragedii, by nie doszło, gdyby urzędnicy oprócz zwykłego poinformowania policji, złożyli oficjalne doniesienie. Być może wtedy człowiek ten trafiłby do aresztu i na leczenie. Jest to jednak gdybanie, takie same jak gdyby podczas jego całej przestępczej przeszłości ktoś zdecydował mu się faktycznie pomóc, a wymiary sprawiedliwości poszczególnych państw ze sobą współpracowały. Niestety tak się jednak nie stało. Pozostaje więc mieć tylko nadzieję, iż teraz służby się przyłożą i koszmar z udziałem L. się nie powtórzy.

 

 

Źródło:  Nu.nl