Wywiad: Polak w policyjnym mundurze cz.1
Jak wygląda praca w holenderskiej policji? Czy nasi rodacy w Holandii odnoszą się z szacunkiem do służb mundurowych? I za co Polacy najczęściej lądują na dołku. Odpowiedź na te pytanie poznacie w dzisiejszym wywiadzie.
Słowem wstępu
Na początku chcielibyśmy bardzo podziękować Tomkowi z Hagi. To właśnie on skontaktował naszą redakcję ze swoim przyjacielem, Polakiem, który służy w holenderskiej policji. Z racji tego, iż jako oficer nie może zbytnio opowiadać o swojej pracy, od tego jest bowiem rzecznik prasowy komendy, na początku Rafał (dane zostały zmienione), nie chciał się zgodzić na wywiad. Po usilnych prośbach zdecydował się zamienić z nami parę słów. Była to jednak rozmowa całkowicie prywatna. Z tego też względu prosimy, nie próbujcie doszukać się w opisywanych sytuacjach odniesień do minionych wydarzeń. Wszelka zbieżność jest tu całkowicie przypadkowa.
Z naszym dzisiejszym bohaterem rozmawiał Piotr Jabłoński.
-Witam. Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na wywiad, postaram się nie zając Ci dużo czasu.
Cześć, chodziliście i dzwoniliście do mnie od tygodnia (od dwóch- red.) więc dla spokoju dałem za wgraną. Ale pamiętaj tak jak pisałem bez żadnych nazwisk i stopni, tylko ogólny opis pracy policji, bez żadnych akcji i śledztw.
-Zgoda. Zacznijmy więc może od początku, dlaczego policja?
-Nie zanudzisz tym czytelników?
-Nie, są raczej wyrozumiali.
Jeśli tak uważasz… Dawno, dawno temu (śmiech), przyjechałem do Holandii niedługo po tym, jak skończyłem studia. Wydawało mi się, że to będzie nowe życie, nowy świat. I dużo lepsze pieniądze. To było w 2005 roku. Polska wtedy dopiero raczkowała w Unii i większość jeździła do Irlandii. Ja jednak wolałem Holandię. Nadal mam w Polsce rodzinę, a tak mam bliżej. Częściej mogę odwiedzać rodziców (…)
(faktycznie musieliśmy skrócić trochę)
Generalnie wtedy nie było jeszcze takiego bumu na robotników z Polski, nie było też takich problemów z mieszkaniami. Pracowałem najpierw trzy miesiące i wróciłem do kraju. Potem pół roku. W końcu zostałem na stałe. Miałem takie szczęście, że cały mój staż to była jedna firma. Nie mówiłem jeszcze wtedy zbyt dobrze po holendersku, ale znalazłem zatrudnienie. Byłem po studiach humanistycznych, ale pracowałem jako magazynier w niewielkiej firmie. Z szefem rozmawiałem po angielsku, a po pracy uczyłem się języka. Kierownik bardzo mnie lubił. Powiedział kiedyś, że ma słabość do Polaków. Nie, nie, nie był gejem. Chodziło o to, że podczas wojny nasi, od Maczka, uratowali jego rodziców, czy coś takiego, że gdyby nie Polacy to by go nie było, bo rodzice by zginęli czy jakoś tak…
-Dobrze, mówisz o pracy jako magazynier, to jak trafiłeś do policji?
-Wiesz z czasem, jak już pracowałem na stałe, udało mi się znaleźć mieszkanie, małą kawalerkę. Po takim czasie nawet dość dobrze mówiłem po holendersku. Poznałem też dziewczynę i wszystko fajnie się układało. Ślub, przeprowadzka do większego mieszkania, dziecko.
Może nie byliśmy super bogaci, ale zachowywaliśmy standard. Aż do przełomu dekady
-Kryzys?
-Dokładnie tak. W firmie zaczęło się nie układać. My generalnie nie mieliśmy problemów finansowych. Przynajmniej na początku. To nam nie płacili. Ale wiadomo. Masz niezapłacone faktury. To zaczyna brakować kasy na wypłaty, na materiały, nie jesteś w stanie realizować kolejnych zamówień i samemu masz problemy. Szef chodził po sądach, ścigał wierzycieli, ale nie przynosiło to dużych rezultatów. Cały ten stres spowodował zresztą, że bardzo się postarzał. Podupadł na zdrowiu. Postanowił więc, że zamknie firmę i przejdzie na emeryturę. Miał z czego żyć. Rozstaliśmy się w zgodzie. Nawet mieliśmy odprawy. Zresztą czasem nadal chodzimy na piwo.
-Był Pan bezrobotnym?
-Tak. Odprawa plus doskonały list polecający raczej gwarantował mi pracę, ale czułem się trochę zagubiony. Miałem wtedy małe dziecko i żonę. Moja wprawdzie pracowała, ale nie chciałem być na jej utrzymaniu. Nie chciałem też zmieniać pracy. Zwolnienie było dla mnie dużym stresem. Szukałem więc czegoś stałego.
Długa droga na komendę
-Jak rozumiem, tak trafił Pan do Policji?
-Jeszcze nie, ale w tym czasie poczyniłem bardzo poważny krok, który mnie do tego przybliżył. W 2011 roku z racji tego, że miałem żonę Holenderkę, dziecko i mieszkanie w Holandii, postanowiłem ubiegać się o holenderskie obywatelstwo. Jako małżonek obywatela holenderskiego miałem ułatwione zadanie, w takim wypadku wystarczy 3 letni staż małżeński (red. tzw. optie) złożyłem papiery i zostałem Holendrem.
Za kilka dni opublikujemy drugą część wywiadu z Rafałem. Zachęcamy Was do komentowania oraz udostępniania wywiadu.