Wyrok za przewóz sztucznych ogni z Polski do Holandii
Może się wydawać, iż nielegalna sprzedaż fajerwerków to nic takiego. W Holandii, kraju, który pamięta tragedię w dzielnicy Roombeek w Enschede i który walczy z gangami używającymi sztucznych ogni jako bomby, sprzedaż ta jest poważnym przestępstwem. Dlatego też sąd nie ma skrupułów, wymierzając wyroki ludziom oferującym zakazaną w krainie tulipanów pirotechnikę. Przekonał się o tym pewien mieszkaniec Hengelo, który przez to co robił nie będzie przy narodzinach swojego syna.
Dwóch mieszkańców Hengelo zostało w tym tygodniu skazanych przez niderlandzki sąd za nielegalny przemyt sztucznych ogni na skalę wręcz hurtową. Policja zatrzymała dwójkę, gdy jechała furgonetką autostradą A1. Po otwarciu drzwi przestrzeni ładunkowej, oczom oficerów ukazały się pudła pełne moździerzy. W sumie na pace furgonetki było 2200 kilogramów nielegalnej pirotechniki. Ilość ta, gdyby doszło do wypadku, mogłaby spokojnie odparować pojazd i zostawić krater na autostradzie.
Jednym z zatrzymanych w samochodzie był Var R. Holender, od pewnego czasu był już obserwowany przez policję. Śledczy mieli go na oku, ponieważ już dwukrotnie wpadł on w ich ręce właśnie z racji przemytu pirotechniki. 23 listopada ubiegłego roku policja otrzymała wiadomość, iż mężczyzna znów wrócił do interesu. Rozpoczęto więc obserwację, która poskutkowała opisanym wyżej zatrzymaniem na gorącym uczynku 32-latka. Mężczyzna trafił więc przed oblicze sądu.
Wcześniejszy proces
Holender po zatrzymaniu się bronił tym, iż nie wiedział, co przewozi. Stwierdził, iż myślał, że są to paczki świąteczne. A on jest tylko kierowcą furgonetki, który ma to przewieźć z punktu A do B. Teoria ta byłą wyjątkowo naciągana, tym bardziej, iż jak napisaliśmy wyżej, mężczyzna był już karany za przemyt fajerwerków. Po drugie okazało się, iż furgonetka faktycznie nie była jego, ale pochodziła z wypożyczalni. Co więcej, w pojeździe znaleziono urządzenia zakłócające sygnał GPS, by nie można było określić trasy, jaką pokonał, wyjeżdżając po ładunek.
Polska
Wszystko to było dla sądu dostatecznym dowodem na to, iż Van R. zdecydował się na kolejny kurs do Polski, by tam nabyć duże ilości sztucznych ogni. Niejako dowodem ostatecznym była zaś faktura na 360 tysięcy euro wystawiona właśnie nad Wisłą na tę nielegalna w Holandii pirotechnikę.
Wyrok
Nie mając więc wątpliwości co do winy oskarżonego, sąd skazał go na karę dwóch lat więzienia. Do kary tej najpewniej dojdzie jeszcze co najmniej 1,5 roku więzienia z racji sprawy z 2022 roku. Wtedy to wymiar sprawiedliwości skazał go za handel i przechowywanie setek kilogramów nielegalnej pirotechniki. Mężczyzna się jednak odwołał i sędzia pozwolił mu oczekiwać na finał apelacji na wolności. Teraz też, po zatrzymaniu pod koniec 2023 roku, podejrzany był na wolności. Powodem była ciąża jego dziewczyny. Obecnie jednak sąd nie ma litości. Mężczyzna trafi za kraty, nawet jeśli znów złoży apelację. Nie będzie więc przy narodzinach swojego dziecka.
Drugi podejrzany, który nigdy wcześniej nie miał konfliktu z prawem, został skazany na a 240 godzin prac społecznych i 49 dni więzienia. Dni w celi w tym wypadku pokryły się z okresem przebywania w areszcie tymczasowym. Mężczyźnie zostały więc tylko prace społeczne.
Źródło: AD.nl