Właścicielom dyskotek spada kamień z serca i… kieszeni
Rząd w Holandii zamknął kluby nocne i dyskoteki. Dzięki tej decyzji paradoksalnie niektórzy właściciele tego typu lokali odetchnęli z ulgą. Jak to możliwe? Wszystko z racji coraz większej liczby zakażeń. Okazuje się bowiem, iż wielu przedsiębiorców z uwagi na bezpieczeństwo pracowników samemu rozważało podjęcie takich kroków.
Doskonałym przykładem tego typu podejścia był klub NYX w Amsterdamie. Jego właściciel zapowiedział w połowie minionego tygodnia, iż pomimo ogromnych strat, jakie przysporzył mu wielomiesięczny lockdown, nie zdecyduje się w otworzyć swojego lokalu w ten weekend (czyli 9-11 lipca). Menedżer przekazał, iż klub działał zgodnie z zasadami epidemiologicznymi, wymagał od odwiedzających ważnych testów zaświadczających o negatywnym wyniku na COVID-19, ale w zaistniałej sytuacji, nie przyjmie gości. Zdrowie i życie jego pracowników jest bowiem ważniejsze niż pieniądze.
Podobną decyzję podjął również jeden z sąsiednich barów w stolicy. W Groningen analogiczne działania wprowadziły zaś aż cztery punkty gastronomiczno-rozrywkowe.
Kamień z serca
Właściciele tych lokali wykazali się ogromną odwagą. Priorytetem był dla nich pracownik, a nie zysk. Wiedząc, iż w wakacyjny weekend mogą sowicie zarobić, zdecydowali się jednak nie otwierać drzwi, ryzykując bankructwem. Nie wszyscy mieli jednak w sobie aż takie samozaparcie. Wielu innych przedstawicieli branży również rozważało taką możliwość. Niemniej jednak cały czas się wahali, analizując bilans zysków i strat. W zaistniałej sytuacji działania holenderskiego rządu spowodowały, iż z ich serca spadł wielki kamień. Nie muszą bowiem podejmować decyzji czy biznes, czy ludzie. Władze zamykając kluby i dyskoteki od 13 sierpnia, zdecydowali za nich.
Bezpieczniej
Sytuacja ta to jednak nie tylko ulga moralna. Gdyby lokal zamknął się z własnej woli, nie mógłby liczyć na wsparcie ze strony władz. Teraz jednak rząd musi wyciągnąć rękę do właścicieli „imprezowni”. Znów bowiem pozbawia ich możliwości zarobkowania. W efekcie musi wyłożyć konkretne środki, by zrekompensować branży kolejny przestój, który nie jest spowodowany z jej winy.
Dyskoteki ogniskiem zakażeń
Jak to się jednak stało, iż kluby i dyskoteki stały się ogniskami zakażeń? Odpowiedź jest prosta. Część lokali, chcąc jak najszybciej nadrobić straty, przymykała oko na testy. Niektórzy nie sprawdzali wcale tych dokumentów, innym wystarczało tylko pokazanie kodu QR. To zaś umożliwiało ludziom posługiwanie się nieswoimi wynikami, skoro bowiem nikt kodu nie sczytywał, nie można było dowiedzieć się do kogo należy. Fakt, takich lokali była mniejszość, ale to o nich mówiło się najwięcej.