Właściciel polskiego sklepu przed sądem walczy o swoje

Właściciel polskiego sklepu przed sądem walczy o swoje

Wielokrotnie na łamach naszej strony opisywaliśmy kwestie polskiego supermarketu w Roosendaal. Nie jest on jednak jedynym lokalem   z polskimi produktami, który ma problemy. Od dłuższego czasu trwa konflikt dotyczący podobnego sklepu przy Voorstraat w Lelystad. Tam jednak pokrzywdzona nie jest lokalna społeczność, a właściciel biznesu, który wydaje się, że wszyscy w okolicy chcą zniszczyć. 

Zamknięty sklep

Przedsiębiorąca zamknął swój sklep na początku tego roku. Gospodarz zakończył działalność po niecałym roku działalności. Dlaczego? Bynajmniej nie z powodu braku klientów. Zainteresowanie lokalem było bardzo duże, niestety objawiało się ono we wrogi sposób. Właściciel miał już dość aktów wandalizmu, prób włamań do środka czy gróźb, jakie słyszał personel. Sytuacja była tak zła, iż niektórzy pracownicy ze strachu po prostu odmawiali dalszej pracy.

 

Sąd

Sprawa sklepu trafiła do sądu. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, iż chodzi tu o ludzi, którzy zastraszali pracowników czy dokonywali aktów chuligańskich. Właściciel nieruchomości, który posiada kilka lokali handlowo użytkowych przy Voorstraat, nie był szczęśliwy z zamknięcia polskiego supermarketu. Uznał on bowiem, iż zamknięty, nieczynny lokal źle wygląda na „jego ulicy”, a to wpływa na negatywny wizerunek, za którym mogą iść, np. spadki wartości cen nieruchomości. Dlatego też właściciel budynku złożył sprawę do sądu dotyczącą zamknięcia sklepu.

 

Wyrok

Sąd zaś po zapoznaniu się ze sprawą stwierdził, iż gospodarz polskiego supermarketu musi wywiązać się z umowy najmu. Ta zaś była tak skonstruowana, iż wynikało z niej, że użytkownik lokalu nie tylko ma płacić za niego czynsz. Ma też tam prowadzić działalność. Mówiąc inaczej, polski sklep powinien się ponownie otworzyć. W przeciwnym razie na jego właściciela zostanie nałożona kara dzienna naliczana do maksymalnej wysokości 30 tysięcy euro.

Ugoda

Wyrok ten zawisł nad sklepikarzem jak miecz Damoklesa. Stronom udało się bowiem dojść do ugody, wedle której przedsiębiorca zapłaci czynsz do końca roku plus dodatkowo za 3 kolejne miesiące, a także nieodpłatnie przekaże wyposażenie sklepu. Jednak podczas inspekcji lokalu właściciel nieruchomości znalazł w nim pewne usterki, ugoda została zerwana i zaczęto naliczać karę.

 

Apelacja

Sklepikarz złożył jednak apelację. Wskazywał, iż usterki w sklepie nie były poważne. Samo zaś wypełnienie postanowień wyroku pierwszej instancji oznacza dla niego jedno – bankructwo. Czemu? Wszystko rozbija się o koszty ponownego zaopatrzenia sklepu, wynoszące około 175 tysięcy euro.

Z racji apelacji sklepikarza, podobne działania podjął również właściciel nieruchomości, który chciał podnieść karę dzienną do 2,5 tysiąca euro, co finalnie przełożyłoby się na sumę 60 tysięcy. Sąd jednak nie wyraził na to zgody.  Dlatego też na chwilę obecną właściciel zamkniętego polskiego lokalu ma płacić niższą karę dzienną.
To jednak nie kończy jeszcze sprawy. Mężczyzna chce nadal walczyć o swoje. Czuje się bowiem podwójnie ukarany. Po pierwsze z racji działań złych ludzi musiał zamknąć sklep. Teraz zaś przez to musi płacić jeszcze dodatkowe kary, które mogą pogrążyć go finansowo. Czy uda mu się wygrać apelacje? Trudno powiedzieć, ta nadal jest w toku.

 

 

rozliczenie podatku z Holandii

Źródło:  AD.nl