Walka o ocalenie holenderskiego statku widmo
Tegoroczny lany poniedziałek nie był dla wszystkich dniem świątecznego odpoczynku ani radosnego polewania się wodą. Dla niektórych był to okres dramatycznej walki o życie i utrzymania się na powierzchni. W „śmigus-dyngus” holenderski statek u wybrzeży Norwegii mocno przechylił się na burtę i wpadł w dryf. Załoga musiała walczyć, by nie obrócił się stępką do góry.
S.O.S.
Holenderski statek towarowy wysłał sygnał S.O.S. w wielkanocny poniedziałek. Jednostce groziło bowiem wywrócenie się i zatonięcie. Na miejsce natychmiast wysłano służby ratunkowe. Śmigłowce Norweskiej Marynarki Wojennej Ewakuowały z Eemslit Hendrika 8 z 12 członków załogi. Pozostali postanowili zaryzykować swoje życie, by uratować statek.
Przesunięcie ładunku
Kryzys na Morzu Północnym rozpoczął się w momencie, gdy najprawdopodobniej na skutek dużych fal na jednostce przesunęła się część ładunku. W efekcie został zaburzony środek ciężkości i Eemslit Hendrika mocno przechylił się na jedną z burt. Jednostka zachowała pływalność, niemniej jednak kąt zanurzenia spowodował poważne niebezpieczeństwo dla załogi. Każda większa fala mogła bowiem doprowadzić do przewrócenia się jednostki na bok lub stępką do góry, co doprowadziłoby do niechybnego zatonięcia i najprawdopodobniej ofiar w ludziach. Ci bowiem albo zostaliby uwięzieni pod pokładem i poszli na dno, albo nie mając możliwości użycia tratw, szalup ratunkowych zmarli z wychłodzenia w morzu.
Akcja ratownicza
W efekcie do jednostki wysłano służby ratownictwa HRS (Hovedredningssentralen) z rejonu Sør-Norge. W morze wyszły dwa statki ratownicze, a w niebo wzbiły się trzy śmigłowce. Maszyny te wkrótce dotarły do punktu położonego 60 mil morskich na zachód od Ålesund, gdzie znajdował się drobnicowiec będący już w 30-stopniowym przechyle. O 12:30, 5 kwietnia ratownicy podjęli z pokładu wspomnianą już 8 marynarzy. Na pokładzie zostało więc tylko czterech śmiałków, którzy chcieli jakimś cudem ustabilizować ładunek. Owo słowo cud, nie jest bowiem przypadkowe. Na tym obszarze Morza Północnego fale dochodziły bowiem do 15 metrów wysokości i działanie takie mogłoby się udać tylko z Bożą pomocą.
Dryf
Heroiczna walka 4 marynarzy i kilku ratowników zakończyła się w poniedziałek o godzinie 20. O 17:30 służby ratownicze powiedziały, iż sytuacja na jednostce jest ustabilizowana. Udało się powstrzymać dalszy przechył, ale nie udało się też go zmniejszyć. Zapadła więc decyzja o całkowitej ewakuacji jednostki. Chwilę o ósmej wieczorem statek poszedł więc w dryf.
Co dalej?
W efekcie los statku stał się niewiadomą. Najprawdopodobniej dojdzie do jednej z trzech rzeczy. Pierwsza ta najbardziej oczywista, jednostka zatonie. Druga, prądy morskie zepchną ją na ląd. To zaś byłoby jednak bardzo niewskazane. Mogłoby bowiem dojść do wycieku ropy z uszkodzonych zbiorników i katastrofy ekologicznej. Trzecia opcja to przechwycenie statku i przyholowanie go do brzegu. To rozwiązanie wiązałoby się z dużą nagrodą dla wybawcy. Z racji jednak na stan morza jest to wyjątkowo trudne. Trudne, ale nie niemożliwe. Akcję ratowniczą ma przeprowadzić firma pogłębiarska Boskalis z Papendrechtu. Jej eksperci mają przybyć dziś na pokład drobnicowca helikopterem, o ile ten nie pójdzie na dno do tego czasu. Do jednostki ma też dobić ciężki holownik morski. Czy holenderskiej firmie się uda? Trudno powiedzieć. Bardzo dużo zależy od pogody. Niemniej jednak nie sposób im odmówić doświadczenia i tego, że są dosłownie „na fali”. To bowiem między innymi, dzięki nim przed świętami udało się odblokować Kanał Sueski.
Straty
Eemslit Hendrika nadal utrzymuje się na wodzie. Niemniej jednak statek jest coraz bardziej poobijany przez wody Morza Północnego. Najnowsze nagrania pokazują, iż doszło do obluzowania części ładunku. Za burtę wypadł zielony statek serwisowy. Urwany został również dźwig, który holenderska jednostka miała na pokładzie.
Oprócz tego pojawia się również ryzyko kolizji. Statek płynie na autopilocie. Automatyka stara się go ustawiać przodem do fal. Niemniej jednak Eemslit Hendrika jest w dryfie. Prądy morskie zbliżają go zaś z każdą godziną do jednej z platform wiertniczych na Morzy Północnym. Eksperci mówią, iż istnieje ryzyko kolizji.