Tragedia Polaka w Den Bosch

Strzelanina i ranny Polak

Holandia dla wielu wyjeżdżających za chlebem z Polski, wydaje się ziemią obiecaną. Niestety często będąc już na miejscu, okazuje się, że nie jest tak jak powinno być, przez co wielu rodaków decyduje się na powrót do domu.


Den Bosch

Den Bosch, spokojna miejscowość położona niedaleko Eindhoven w południowej części Holandii. Niestety w ciągu ostatnich tygodni sielankę tę mącił jeden mężczyzna. Jego zachowanie wydawało się całkowicie irracjonalne. Wsiadał on do samochodów przypadkowych ludzi. Teoretycznie sytuacja ta może zdarzyć się każdemu. Można być zamyślonym lub roztargnionym i przez niedopatrzenie próbować się dostać do podobnego, który stoi nieopodal naszego. Zwykle kończy się to na zdziwieniu kierowcy/pasażera i chwili zakłopotania i wybuchu śmiechu. W tej sytuacji było jednak inaczej. Mężczyzna dokładnie obserwował teren, najczęściej w dzielnicy Orthen. Gdy zaś widział, że kierowca wsiada do pojazdu, podbiegał i również do niego wsiadał. Wszystko to działo się bardzo szybko. Mężczyzna otwierał drzwi i szybko siadał na siedzeniu pasażera. Bez pytania kierowcy o możliwą podwózkę. Siadał, zapinał pasy i nie reagował na prośby i groźby kierowcy, dotyczące opuszczenia jego pojazdu.

Strach

Takie incydenty napawały strachem lokalnych mieszkańców. Nikt nie wiedział kim jest niechciany pasażer oraz czy nikomu nie zrobi krzywdy. W efekcie, gdy perswazja właściciela nie przynosiła rezultatu, na miejsce przyjeżdżał patrol policji, który miał zabrać pasażera na gapę. Wtedy dochodziło do drugiego aktu przedstawienia. Pomimo widoku funkcjonariuszy, siedzący w pojeździe człowiek, nie zamierzał się z niego ruszać. W efekcie wszystko kończyło się szarpaniną z policją i aresztowaniem. Mężczyzna stawiał dość zażarty opór, w paru przypadkach funkcjonariusze musieli użyć gazu pieprzowego (współczujemy właścicielowi samochodu i życzymy udanego wietrzenia- redakcja). W końcu jednak pasażer zawsze lądował na przysłowiowym dołku.

Zagubiony i zdezorientowany Polak za wszelką cenę chciał wrócić do ojczyzny, do domu.

Sytuacja się powtarza

Podczas pierwszej interwencji, funkcjonariusze podejrzewali zapewne, że mają do czynienia z osobą pod wpływem substancji odurzających. Wskazywałoby na to jego zachowanie oraz ogólne zdezorientowanie. Przeprowadzone jednak po aresztowaniu testy, wykluczyły tę możliwość. Gdy zaś sytuacja zaczęła się powtarzać, stało się jasne, że zagubiony ma najprawdopodobniej problemy psychiczne. To też spowodowało, że po kolejnej interwencji, funkcjonariusze przewieźli mężczyznę nie na komisariat, ale do poradni zdrowia psychicznego (GGZ). Tam jednak stwierdzono, iż mężczyzna nie stanowi zbyt dużego zagrożenia, nie może więc być przyjęty.

Chce do domu

Już przy okazji jednej z pierwszych interwencji, funkcjonariuszom udało się ustalić, że niechcianym pasażerem jest Polak. Niestety brak dowodu sprawił, że funkcjonariusze mieli poważne problemy z ustaleniem jego tożsamości. W tym celu przesłali wszelkie zebrane informacje swoim odpowiednikom w Polsce, by uzyskać jakieś dane na jego temat. Przełomem było jednak jedno z ostatnich aresztowań, gdy podczas wyciągania Polaka z czyjegoś samochodu, mężczyzna zaczął krzyczeć w panice, że chce do Polski. To jedno zdanie, momentalnie uświadomiło funkcjonariuszom całą ponurość sytuacji. Okazało się bowiem, że mają do czynienia z osobą niepełnosprawną umysłowo, nie wiadomo, z jakich przyczyn znalazła się w Holandii. Jest sama, pozbawiona jakichkolwiek dokumentów, bez znajomości języka i pieniędzy. Z racji na zaburzone procesy poznawcze uznała pewnie, że ktoś w końcu zawiezie ją do Polski, dlatego z całych sił podejmowała próby dostania się do różnych samochodów. Wiedząc to, funkcjonariusze zabrali mężczyznę na komendę i obiecali mu pomoc w powrocie do ojczyzny. Na chwilę obecną nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi.