Tortury… chyba dla uszu

Tortury... chyba dla uszu

Policja przybyła do jednego z budynków w Pijnacker z racji potencjalnie bardzo groźnej sytuacji. Świadkowie dzwonili sugerując, iż ktoś w środku może być torturowany. Zagrożenie było tak duże, iż zanim mundurowi weszli do budynku, ubrali się w kamizelki kuloodporne. Gdy jednak otwarli drzwi, okazało się, iż tortury mogą dotyczyć jedynie bębenków słuchowych. 

Dyżurny policji otrzymał zgłoszenie, że w parku biznesowym De Boezem w Pijnacker, ktoś chyba jest torturowany. Z jednego z budynków docierały bowiem bardzo dziwne odgłosy. Jęki, krzyki, zawodzenia. Wszystko to brzmiało dość złowrogo. Policja na wieść o tym natychmiast przyjęła zgłoszenie. Coś ewidentnie musiało być nie tak. Sądząc po godzinie, w tym miejscu nie powinno bowiem nikogo być. Na miejsce wysłano więc funkcjonariuszy, którym kazano ubrać się w kamizelki kuloodporne. Jeśli faktycznie przestępcy kogoś tam torturują, mogą mieć broń i skierować ją w stronę oficerów.

 

Człowiek w japonkach

Gdy policjanci przybyli na miejsce i stanęli przed drzwiami, początkowo grzecznie do nich zapukali. Gdy to jednak nic nie dało, zaczęli uderzać w drzwi z całą silą. Po chwili zamki zachrzęściły, a oficerowie przygotowali się do wejścia z ewentualnym użyciem siły. Gdy jednak drzwi się otwarły, oczom mundurowych ukazał się mężczyzna w szortach i japonkach, który miał na wpół zdziwioną, na wpół przerażoną minę. Kiedy mundurowi powiedzieli mu, dlaczego przyjechali, zobaczyli, jak próbuje powstrzymywać uśmiech.

 

Sala prób

Gitarzysta, a zarazem przedsiębiorca, po pracy ma dość nietypowe hobby. Prowadzi bowiem zespół Rivalry, który ma salkę prób właśnie na terenie przemysłowym. Tego feralnego dnia mężczyzna udostępnił salkę swoim kolegom z Exaltvs grających dość ciężkie brzmienia.  „Muzykę nagrali dwa tygodnie temu, a w tym tygodniu trzeba było nagrać tylko wokale” – powiedział gospodarz dziennikarzom AD.
W pewnym momencie, gdy jego przyjaciele nagrywali, usłyszał pukanie. Początkowo to zignorował. Firma bowiem była już o tej porze zamknięta. Gdy jednak ktoś zaczął łomotać, poszedł zobaczyć, co się dzieje. Otwierając drzwi, natknął się na policjantów.

Tortury

Gdy oficerowie powiedzieli mu, skąd się wzięli, momentalnie przerażenie ustąpiło miejsca wyjątkowo wesołkowatemu humorowi. „Tak naprawdę jestem po prostu ojcem, który ma swoją małą słabość, uwielbiam grać muzykę metalową”. Mężczyzna ćwiczy już w tej salce od około dekady. Nigdy jednak nie spotkał się z policją. Tego dnia jednak koledzy nagrywali wokale. „Przechodnie sądzili, że tutaj jest jakaś komnata tortur albo, że ktoś jest mordowany” - powiedział reporterom gospodarz.

 

Śmiech

Chwila napięcia trwała, jak mówił właściciel sali prób kilka sekund. Mężczyzna bowiem wskazał policjantom, że to fałszywy alarm, a te tortury dotyczą tylko uszu, ponieważ te jęki to „wyjący” muzycy zespołu death metalowego. „W ciągu paru sekund sytuacja się uspokoiła i wszystko było w porządku. Śmialiśmy się dużo”, relacjonuje gospodarz, wskazując, iż policjantom też było trudno przy tym wszystkim zachować powagę.

 

Faktycznie

Koniec końców jednak właściciel przyznał, że nie dziwi się przyjazdowi policji. Na zewnątrz budynku  tego dnia nie było słuchać gitar, a tylko sam wokal. Ten mógł faktycznie zaś wzbudzić podejrzenia wśród ludzi, którzy nie znają tego gatunku muzyki.
Policja również to potwierdza. Oficerowie wiedzą, iż jest tam sala prób. Gdy jednak dostają taką podejrzaną informację, muszą ją sprawdzić. Lepiej bowiem przyjechać do fałszywego alarmu niż zignorować sytuację, w której czyjeś zdrowie lub życie może być zagrożone.

 

Ilustracja - wygrnerowana przez sztuczną inteligencję. Nie przedstawia ona opisywanych tu muzyków.

Źródło:  AD.nl