Tomasz umarł w Parku Valkenberg

Tomasz umarł w Parku Valkenberg

Nasz rodak zmarł w zaułku parku miejskiego Valkenberg. Jego ciało znaleziono w krzakach niedaleko budynku KMA, zamieszkałego przez setki kadetów. Polak był znany w okolicy. Wszyscy mówią, iż był miłym, życzliwym człowiekiem, który pomagał innym, jak tylko mógł. Mimo całej jednak tej dobroci, dla władz nie istniał i sam nie mógł liczyć na samorządową pomoc.

Ciało Tomka znaleziono we wtorek około godziny czternastej. Cały rejon, w którym leżały zwłoki, został odcięty przez policję. Technicy rozpoczęli śledztwo. Szybko jednak zostało ono zakończone. Okazało się bowiem, iż Polak zmarł z przyczyn naturalnych. Cierpiał na ciężką niewydolność serca.
Na następny dzień po tragicznym znalezisku w parku nie pozostał nawet ślad. Zniknęły policyjne taśmy. Ludzie spacerowali z psami, biegali jak gdyby nigdy nic. Tak jakby nasz rodak nigdy nie istniał.
Jedynie jeden z częstych bywalców parku wskazał, iż mężczyznę znaleziono w znanym miejscu. Krzaki, w których było ciało, były miejscem używanym przez włóczęgów jako toaleta. "Czyżby więc Polak zmarł podczas sikania?" Zastanawia się Holender, z którym rozmawiali dziennikarze AD.

 

Kim był Tomek

Kim był jednak Tomasz? Jak długo był bezdomnym w Niderlandach? Tego nikt dokładnie nie wie. Mężczyzna był częstym gościem w schronisku zimowym na Riethil – powiedział reporterom AD kierownik ośrodka, dodając, iż zmarły był „przyzwoitym pijakiem”, który często bywał w parku Valkenberg, gdzie co jakiś czas odwiedzał go uliczny zespół wolontariuszy.

 

Przyjaciele z ulicy

Najwięcej o zmarłym rodaku mogą powiedzieć inni bezdomni z parku. Jeden z nich, Kolumbijczyk, mówił dziennikarzom, iż znał Tomasza, nawet w środę rano modli się za niego. Jak ocenia przybysz zza oceanu, Tomasz miał około 45 lat i był chory, był epileptykiem. Mimo to gmina nie chciała mu pomóc. Lokalni włodarze odwrócili się od niego. Inny bezdomny wskazuje, iż Polak walczył o paszport. Mężczyźnie pomagała organizacja Barka. Jej pracownicy przekazali holenderskim mediom, iż zmarły wychodził na prostą, pił coraz mniej, szukał pracy. Miał powiedzieć, że ma już dość i nie chce przeżyć kolejnego lata na ulicy, musi więc zmienić swoje życie.

 

Wsparcie

Zszokowani śmiercią mężczyzny są też z fundacji De Herberg, w której Polak bywał regularnie. „Był takim słodkim, delikatnym człowiekiem. Zawsze miał uśmiech na twarzy, pomimo ciężkiego życia”, mówią przedstawicielom AD członkowie fundacji, dodając, iż mimo swojego trudnego losu mężczyzna wspierał innych bezdomnych. Tomasz tyle zrobił dobrego dla fundacji i jej podopiecznych, że uczczą jego pamięć dzisiaj.

 

Polaka znali również pracownicy zespołu ulicznego SMO, którzy też wspominali Tomka. "Miał napady epilepsji, widzieliśmy, jak się pogarsza. Przebywanie na świeżym powietrzu nie jest zdrowe dla nikogo. A on do tego nie miał pracy, więc nie był ubezpieczony i nie chodził do lekarza”. Niestety Polak trafił do swoistej matni. Nie miał pracy, nie miał więc domu. Etatu dostać zaś nie mógł, bo nie miał dokumentów. Z racji zaś jako bezdomny, niezarejestrowany w urzędzie, nie przysługiwała mu żadna pomoc socjalna. Dla władz Bredy nie istniał.

 

 

Źródło:  AD.nl