To było nieporozumienie, czyli atak na kick-boksera

To było nieporozumienie, czyli atak na kick-boksera

Wracamy do sprawy strzelaniny przed salą ćwiczeń w Bredzie, gdzie kule dosięgnęły auta znanego polskiego kick-boksera i zawodnika MMA. Pięściarz Arkadiusz Wrzosek, za pomocą mediów społecznościowych pisze, że nie ma powodów do paniki i niepokojów. Wskazuje, iż „To był zbieg okoliczności i nieporozumienie”. Zapewnia również swoich fanów, iż dobrze się czuje.

Zawodnik dodaje również iż nie był to zamach na jego życie, chociaż dla wielu tak to mogło wyglądać, nieznany mężczyzna oddał bowiem w stronę auta Polaka kilka strzałów.

Przypomnijmy, do zdarzenia doszło we wtorek. Nieznany sprawca otworzył ogień do audi na polskich tablicach rejestracyjnych. Po naciśnięciu kilka razy na spust, przestępca uciekł. Na miejsce ściągnięto policję, przepytano świadków zdarzenia, skorzystano nawet z psiego nosa. W rejon wezwano również grupę wyspecjalizowaną w aresztowaniu groźnych przestępców. Antyterroryści nie mieli jednak zbyt dużo do roboty. Sprawcy nie udało się bowiem namierzyć i zatrzymać.

 

Strzelec

Niektórzy uważają, iż była to typowa zasadzka, a strzelec przebywał w rejonie Hemmers Gym od kilku godzin czekając na dogodny moment. Dlaczego? Kto był celem, jaki był motyw? Policja przekazuje w tej sprawie dość lakoniczne informacje. Powiedziała jedynie, iż w momencie otwarcia ognia w pojeździe były dwie osoby. Jedną z nich, zdaniem świadków, miał być właśnie polski zawodnik, którego trenerem jest właściciel siłowni.

Przypadek

Cała ta sytuacja miała więc prawo zaniepokoić fanów. Sam pięściarz jednak uspokaja swoją widownię i uważa temat za zamknięty. "Dziękuję za troskę. Mamy się dobrze. Opisaną w mediach sytuację uważam za przypadek i nieporozumienie. Dementuję pogłoski, że był to atak na moje życie. Nie będę składał żadnych oświadczeń ani komentarzy na ten temat” – pisze.

 

Współudział

Innego zdania są policjanci. Dla sportowca może to być sprawa zamknięta. Możliwe, iż chce on skupić się na treningach i nadchodzących walkach. Funkcjonariusze nie mogą jednak tego zrobić. Nie mogą po prostu zignorować faktu, iż w Brdzie doszło do strzelaniny. Dlatego też w ostatnich dniach rozważana jest kolejna opcja. Według niej strzelec nie działał sam. Został przywieziony na miejsce przez wspólników, a krótko po ostrzelaniu pojazdu ewakuowany stamtąd. To tłumaczyłoby, dlaczego nie udało się go namierzyć nigdzie w okolicy. Czy to jednak prawda? Śledztwo trwa.

 

Źródło:  AD.nl