To bunt! Kary dla podżegaczy z Extinction Rebellion
W środę holenderski wymiar sprawiedliwości skazał siedmiu eko-aktywistów z Extinction Rebellion. Usłyszeli oni wyrok prac społecznych za podżeganie do buntu. Ludzie ci bowiem za pośrednictwem internetu wzywali innych do udziału w proteście, jakim było blokowanie autostrady A12, 28 stycznia tego roku.
Pięć osób z owej siódemki zostało skazanych na 30 godzin prac społecznych. Dwóch pozostałych usłyszało dwa razy wyższe wyroki- aż 60 godzin. Są to kary mniejsze niż te, jakich domagał się prokurator. Oprócz tego sąd uniewinnił jednego z oskarżonych, wskazując, iż nie ma dostatecznych dowodów, by skazać go tak jak jego kompanów.
Odszkodowanie
Oprócz prac społecznych eko-aktywiści lub jak niektórzy ich nazywają eko-terroryści zostali ukarani również karami grzywny. Muszą oni zapłacić odszkodowanie gminie Haga, która wystąpiła z wnioskiem o ściganie. Dwie osoby (te, które usłyszały wyższe wyroki), miały bowiem malować sprayem ściany tunelu podczas blokady autostrady. Dopuścili się więc klasycznego wybryku chuligańskiego
Bunt
Co ciekawe prokuratura w sprawie styczniowej blokady autostrady podchodzi do niej z dość ciekawej strony. Oskarżyciel prowadzący przewód wskazał, iż działania te były niebezpieczne i karalne. W efekcie sąd rozpatrywał owo podżeganie jako bunt.
Bunt? Bunt może kojarzyć się z sytuacją na statku. Może jednak mieć również miejsce na lądzie. Dochodzi do niego wtedy, gdy ktoś zachęca innych do zrobienia czegoś nielegalnego. W takiej sytuacji wymiar sprawiedliwości skupia się na samym namawianiu, a nie na tym, czy namawiani faktycznie popełnili przestępstwo. Dlatego też sprawy tego typu zwykle są bardzo delikatne. Przykładowo ktoś może namawiać do obalenia rządu. Gdyby skutek był ważny różnica polegałaby na tym, czy gabinet obalono poprzez głosowanie, czy też np. zamach stanu. W niderlandzkim prawodawstwie nie ma to znaczenia, więc sąd musi dociekać, czy oskarżony nawoływał do udziału w wyborach, czy do stanięcia przeciw władzy i porządkowi. Kontekst ma więc tu niebagatelne znaczenie.
Wyjątkowa sytuacja
W efekcie wyrok sądu jest wyjątkowy nawet dla prawników. „Nigdy wcześniej w Holandii nie zdarzyło się, aby wezwania do demonstracji były postrzegane jako podżeganie do buntu i na tej podstawie wydano wyrok skazujący” – mówi, komentując na prośbę Nu.nl wyrok sądu prawnik kryminalny Willem Jebbinka.
Ekspert ten wskazuje, iż sąd balansuje po bardzo cienkiej, czerwonej linii. W Holandii ludzie mają prawo do demonstracji. Na świecie zaś blokowanie dróg jest znaną i dopuszczalną formą protestu. Co więcej, w wezwaniach skazanych było widać, iż ów protest miał mieć pokojową formę.
Problemy na przyszłość
W Holandii nie ma prawa precedensu, ale zdaniem Jebbinki wyrok ten może mieć ogromne znaczenie dla przyszłych protestów „Wyrok komplikuje przyszłe demonstracje” – mówi prawnik, „Najwyraźniej wzywanie do demonstracji może być postrzegane jako bunt, a potem nagle trafiasz do rejestru karnego”. To zaś krok w bardzo złą stronę. Otwiera to bowiem furtkę, np. władzy do ścigania ludzi demonstrujących przeciw rządowi. Osoby te bowiem podżegałyby do buntu przeciw władzy państwowej, przeciw normom społecznym.
Apelacja
Nie dziwi więc fakt, iż prawnicy ekologów natychmiast złożyli apelację, argumentując, iż wyrok sądu podważa rządy prawa w Holandii. Sprawa więc będzie miała swój dalszy ciąg, który może mieć nawet finał w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, ten bowiem już wcześniej stwierdził, że blokowanie drogi, by przeprowadzić pokojową demokrację, jest w pełni dozwolone.
Źródło: Nu.nl