Terroryzm rowerowy w wykonaniu 32-latka

terroryzm rowerowy

Holandia to kraj rowerów. Ludzie tam tak kochają swoje jednoślady, iż te są dla wielu z nich świętością. Wielu staje się tak zapalonymi miłośnikami dwóch kółek, iż popadają w pewnego rodzaju przesadę, stają się ortodoksyjnymi cyklistami. Od tego zaś tylko krok do radykalizacji i „terroryzmu rowerowego”. Brzmi zabawnie? Holenderska prokuratura właśnie postawiła zarzuty jednemu z takich terrorystów.

Ciemnoskóry mężczyzna S. van E. został oskarżony przez prokuraturę o fietsterrorist, czyli „terroryzm rowerowy”.  Człowiek ten bowiem, zdaniem śledczych, miał dosłownie polować na cyklistów jeżdżących na jednośladach elektrycznych. Oskarżony nie jest jednak kierowcą samochodu osobowego, czy pieszym, a również rowerzystą. 32-latek poruszał się na niebieskiej kolarzówce, którą ścigał swoje ofiary.

 

Polowanie

Co robił ów terrorysta? Można powiedzieć, iż wcielił się w samozwańczego strażnika. 32-latek miał polować, jeżdżąc swoim rowerem, na cyklistów na elektrykach. Jak zeznał przed sądem, samo posiadanie roweru elektrycznego nie jest niczym złym. Sam prowadzi warsztat rowerowy, gdzie naprawia takie rowery, jest nawet właścicielem jednego. Podejrzany nie wypowiedział się jednak co do drugiej kwestii związanej z e-rowerami. Mężczyzna miał atakować tych użytkowników ścieżek rowerowych, którzy jechali zbyt szybko. Gdy namierzył takowych, dochodziło do samosądu, który najczęściej polegał na przewróceniu osoby na „elektryku”.

 

Groźby

Jak wspomina jedna z ofiar, po tym jak spadła z roweru usłyszała od sprawcy nie przeprosiny, a następującą groźbę: „Jeśli znów zobaczę, że jedziesz szybciej niż 30 kilometrów na godzinę, ściągnę cię z roweru i złamię ci obie nogi, żebyś nigdy więcej nie mógł chodzić”.

Usiłowanie zabójstwa?

Zwykle ataki mężczyzny miały kończyć się na siniakach, bólu, strachu i ewentualnych uszkodzeniach roweru. Jeden jednak z tego typu incydentów mógł skończyć się tragicznie. Oskarżony miał zrzucić cyklistę z roweru. Ten jednak nie upadł na ścieżkę rowerową, ale na drogę, wprost pod nadjeżdżający autobus. Tylko refleks kierowcy pojazdu komunikacji miejskiej sprawił, iż rowerzysta nie zginął pod kołami. Autobus minął go o włos. Zrzucony z roweru, ze złamaniem ręki spowodowanym upadkiem, trafił do szpitala.

 

Proces

Sprawa trwała od dłuższego czasu, ale prokuratura nie miała wystarczających dowodów. Te udało się zdobyć przypadkiem. Jeden z policjantów jadąc swoim rowerem w Leersum, zrobił zdjęcie mężczyźnie, na niebieskiej kolarzówce. Fotografię tę pokazano ofiarom. Wszystkie potwierdziły, iż jest to ich oprawca. W tym momencie Holender stanął przed sądem. Prokurator chce dla niego 240 godzin prac społecznych i prawie 4500 euro odszkodowania dla ofiar. Czemu oskarżyciel nie domaga się kary bezwzględnego więzienia? Ataki miały miejsce 2 lata temu, a to wpływa na wysokość kary z racji przedłużającego się procesu.