Ten kierowca raczej odszkodowania nie dostanie

600 kg fajerwerków w domu jednorodzinnym

W sobotni poranek doszło do wypadku, w którym samochód osobowy zjechał z drogi i wpadł do wody w Maasland. Można by rzec, iż to kolejna ofiara holenderskich rzek i kanałów biegnących przy drogach. Sęk jednak w tym, iż w tym wypadku zamiast współczucia, kierowcy należy się wysoki mandat, a być może nawet i odebranie prawa jazdy.

W sobotę rano kierowcy i przechodnie mogli zobaczyć, jak służby ratunkowe wyciągają z wody przy Molenweg, w Maasland samochód osobowy. Wielu widząc co się stało, zadawało sobie pytania dotyczące kierowcy i ewentualnych pasażerów. Wypadki tego typu często bowiem kończą się tragicznie, kiedy to ludzie, mimo iż go przeżyją samo uderzenie, toną nie umiejąc się wydostać z pojazdu. W tym przypadku na szczęście nic nikomu się nie stało. Autem podróżował sam kierowca. Mężczyzna po wodowaniu wydostał się z samochodu i wyszedł na brzeg. Po sprawdzeniu jego stanu zdrowia przez pogotowie okazało się, iż nie doznał on żadnych obrażeń. W efekcie jedynym zdrowotnym skutkiem wypadku może być przeziębienie z powodu przymusowej kąpieli w zimnej wodzie.

 

Przyczyna zdarzenia

Jak jednak doszło do wypadku? Gdy auto wpadło do wody, było jeszcze ciemno. Może więc mężczyźnie na drogę wyskoczyło jakieś zwierzę. Może ktoś oślepił go z przeciwka lub zjechał na jego pas i kierowca, by uniknąć zderzenia czołowego, odbił na pobocze? A może po prostu zasnął za kierownicą lub był pijany? Sprawę w przypadku tego typu incydentu powinna badać policyjna jednostka do spraw wypadków drogowych. Szybko jednak okazało się, iż nie ma co badać.

Nagranie

Stało się bowiem jasne, iż całe zdarzenie, sekunda po sekundzie zostało nagrane. Nagranie to jednak pogrążyło kierowcę, tak jak woda kanału jego pojazd. Nagranie pochodziło bowiem nie z wideorejestratora, a z telefonu mężczyzny. Widać na nim wyraźnie, iż kierowca nagrywa swoją jazdę po Molenweg. Już samo to, używanie telefonu podczas jazdy, kwalifikuje się do wysokiego mandatu. To był jednak dopiero początek problemu. Na nagraniu widać bowiem wyraźnie prędkościomierz, wskazujący 120 kilometrów na godzinę. Prędkość ta więc dwukrotnie przekroczyła dozwolone 60 km/h na tym odcinku.

Głupota nie popłaca

Kierowca był z siebie dumny, iż jedzie tak szybko. Zapomniał, jednak iż przed nim znajduje się zakręt. Ten można w miarę bezpiecznie przejechać, jadąc 60 km/h na godzinę. Warto jednak dla bezpieczeństwa zwolnić. Pędząc zaś 120 km/h nie ma szans się w nim zmieścić. Amator szybkiej jazdy zorientował się, iż trzeba zwolnić, zrobił to jednak za późno. Efekt? Na łuku drogi auto pojechało prosto i przejażdżka zakończyła się kąpielą.

 

 

Źródło:  Ad.nl