Strajk w szpitalach – koniec z planowym leczeniem
Stało się to, co przewidywaliśmy jakiś czas temu. Związki zawodowe ogłosiły strajk w 50 holenderskich szpitalach. Działanie to jest następstwem odrzucenia żądań pracowniczych dotyczących 10% podwyżki płac. Placówki ochrony zdrowia wskazują, iż nie mają pieniędzy na tak duże podwyżki. Pomóc mogłoby ministerstwo, ale Minister Zdrowia Ernst Kuipers nie zamierza wykładać pieniędzy. W efekcie w marcu dojdzie do strajków, a personel zamknie szpitale.
Ultimatum
Związki zawodowe dały dyrekcjom szpitali czas do wtorku. Do 21 lutego placówki miały odnieść do żądania 10% podwyżki płac już w tym roku i 100 euro dodatku na podróż do pracy. Szpitale jednak nie mają na to pieniędzy, wskazując, iż mogą teraz zaoferować 5% podwyżki. W efekcie więc postulaty związkowców zostały odrzucone.
Decyzja szpitali sprawiła, iż związki zawodowe zapowiedziały strajki. Te, jak przekazały cztery związki zawodowe reprezentujące medyków, mają rozpocząć się w połowie marca. Kiedy? Dokładna data dzienna nie została jeszcze ustalona. Wiadomo jednak, że do strajku przyłączy się 50 szpitali.
Niedzielna zmiana
Jak będzie wyglądał taki strajk? Personel nie odejdzie całkowicie od łóżek pacjentów. Szpitale nie zostaną zamknięte na cztery spusty. Związkowcy wskazują, iż podczas strajku placówki będą pracować jak w niedzielę. Co to oznacza? Iż planowe zabiegi zostaną odwołane, a szpitale będą udzielać pomocy tylko w nagłych, zagrażających zdrowiu i życiu wypadkach.
800 milionów euro
Szpitale i reprezentujący je zrzeszenie pracodawców NVZ wskazuje, iż nie jest tak, iż po epidemii wszyscy zapomnieli o personelu medycznym. Dyrektorzy daliby z chęcią pieniądze personelowi. Niestety, po prostu nie stać ich jednak na podwyżki. Te bowiem w skali kraju kosztowałyby ponad 800 milionów euro. Szpitale zaś nie mają na to środków, nie dysponują też żadnymi rezerwami finansowymi, by sprostać tym żądaniom.
Dlatego też proszą związkowców i personel, by ponownie przemyśleli ewentualne strajki. Te bowiem uderzają w pacjentów, którzy nie mają żadnego wpływu na wynagrodzenia lekarzy i pielęgniarek.
Cięcie kosztów
Sprawę mogłoby uratować ministerstwo zdrowia. Rząd jednak przekazał, iż nie da ani centa. Władza nie uważa się bowiem za stronę negocjacji. W efekcie, jak mówi NVZ, są dwa wyjścia: albo dofinansowanie z zewnątrz, np. od ubezpieczycieli (wyższe koszty świadczeń medycznych) lub poprzez redukcję personelu. Dzięki zwolnieniom pozostała kadra będzie mogła zarabiać więcej. Problem jednak w tym, iż ta druga opcja jeszcze bardziej obciążyłaby i tak już mocno przeciążoną poprzez dziesiątki wakatów służbę zdrowia i sprawiłaby, że kolejki do lekarzy specjalistów i na zaplanowane operacje jeszcze by się wydłużyły. W efekcie podobnie, jak np. w przypadku śmieciarzy czy też pracowników komunikacji publicznej, doszło do impasu, z którego trudno będzie komukolwiek wyjść.
Źródło: Nu.nl