Sędzia dożywotnio zawieszony w Holandii
Sędzia piłkarski powinien być bezstronny i niezależny. Powinien wykonywać swoją pracę tak, by nikt nie miał do niego żadnych zastrzeżeń. W przypadku jednak Jana Smita pojawiły się pewne wątpliwości. Holender bawił się bowiem na imprezie jednego z klubów. Jest to samo w sobie dość naganne. Gdy jednak przyjrzano się temu co było wcześniej, skończyło się to dożywotnią dyskwalifikacją.
Nietakt
Jan Smit został zaproszony na imprezę z okazji zwycięstwa drużyny i świętowania jej awansu do wyższej ligi rozgrywek. Samo pojawienie się mężczyzny na takim przyjęciu mogło już wzbudzić poważny nietakt. Kurtuazja kurtuazją, nie powinno się odmawiać. Z drugiej jednak strony udział w takiej imprezie rodzi pewne podejrzenia o brak bezstronności. Gdy zaś weźmie się pod uwagę to, jak wyglądał ostatni mecz w wykonaniu tego sędziego, można stwierdzić „coś chyba było nie tak”.
61-latek prowadził tydzień temu w niedzielę starcie między St. George a SV De Valken. Mecz ten w dość niskiej klasie rozgrywek nie wzbudziłby pewnie nawet większej uwagi w Holandii. Dzięki jednak prowadzącemu to spotkanie sędziemu stało się o nim głośnio na całym świecie i to niestety nie był pozytywny rozgłos. Wszyscy mówią bowiem o skandalu.
Pracowite spotkanie
Dla Holendra było to bardzo pracowite spotkanie. Pokazał bowiem aż cztery czerwone kartoniki i to wszystkie drużynie SV De Valken. Oprócz tego doliczył 15 minut do czasu spotkania. W tym doliczonym kwadransie na listę strzelców wpisał się bramkarz St. George. Zaskakujące? Tak. Bramkarz nieczęsto trafia do siatki. Niemniej jednak strzał ten dał jego jedenastce awans do trzeciej ligi. Radości nie było końca. Wszyscy się cieszyli, nawet…
Nawet sędzia, który pojawił się na fecie zwycięskiej drużyny. Co więcej, przybył tam nie tylko z gratulacjami. Bawił się na całego. Nosił puchar, śpiewał z drużyną, zachowywał się tak, jakby był jej wielkim fanem.
Media społecznościowe
Nagrania z tej imprezy, które pojawiły się w mediach społecznościowych, w połączeniu ze wspomnianymi czterema czerwonymi kartkami i bardzo długim przedłużeniem spotkania, zaczęły budzić pewne wątpliwości co do bezstronności.
Przegrana drużyna postanowiła działać. Zachowała ona jednak dużo taktu w swoich komentarzach. "Zarząd Valken nie uważa za przydatne szczegółowego, publicznego omawiania niedzielnego meczu oraz roli sędziego. Musimy tylko ocenić, czy to normalne, że sędzia po meczu hucznie świętuje zasłużone mistrzostwo St. George" – napisał lokalny klub w mediach społecznościowych. Jego kibice zaś nie byli tak delikatni i nie zostawili na sędziującym mężczyźnie suchej nitki, oskarżając go o stronniczość.
Związek
Sprawa ta szybko dotarła do Holenderskiego Związki Piłki Nożnej. Ten po zapoznaniu się z materiałami zdecydował się, iż sytuacja może być rozwiązana tylko w jeden możliwy sposób. "Zadzwoniliśmy do pana Smita i powiedzieliśmy mu, że nie wolno mu już sędziować meczów. Oczekujemy neutralnej postawy od sędziego i tego, że obie drużyny będą traktowane z szacunkiem" — przekazał rzecznik Daan Schippers, członek Związku cytowany przez Radio Zet.
Bez zarzutu
Sam sędzia nie widzi jednak swojej winy. „Już przed meczem gracze z St. George pytali mnie, czy chciałbym po nim zaśpiewać piosenkę. Robiłem to w przeszłości kilka razy, m.in. podczas meczów Spartans, VVS, Grasshoppers, a także w Amsterdamie z ASV Arsenal. Ja tylko zaśpiewałem piosenkę, paterę mi wręcz wciśnięto w dłonie" – powiedział sędzia zapytany o całą sprawę przez niderlandzkie media. Stwierdził również, że jest mu smutno z powodu tego, iż stracił uprawnienia z racji jednego filmiku. Co zaś do czterech czerwonych kartek, nie ma sobie nic do zarzucenia. Wskazuje bowiem, iż nawet przegrana drużyna nie miała o to do niego pretensji.
Źródło: Sport.radiozet.pl