Schiphol chciało tanio szybko i dobrze, co z tego wyszło?

Schiphol chciało tanio szybko i dobrze, co z tego wyszło?

Jak wygląda niemożliwa triada? Tanio – szybko – dobrze. Nie ma bowiem szansy, by coś było wykonane szybko i dobrze, a przy okazji tanio, tak samo jak coś, co jest tanie i szybkie było dobre. Nie wiedziały chyba jednak o tym władze lotniska Schiphol. Jak bowiem wynika z raportu, chcieli oni mieć to wszystko na raz i to nie skończyło się dobrze. 

Chaos, który miał miejsce podczas ubiegłych wakacji na lotnisku pod Amsterdamem to efekt tego, iż władze lotniska zleciły zbyt dużo działań zewnętrznym firmom. Takie działania, opierające się na wyborze najtańszego podmiotu oznaczały, iż albo obsługa będzie szybka albo dobra. Schiphol chciało to i to, w efekcie ludzie stali w wielogodzinnych kolejkach, a stosy porzuconych, zgubionych, niezaładowanych bagaży piętrzyły się pod sufity lotniskowych hal. Nie da się więc ukryć, iż rok temu nie było ani szybko, ani dobrze.

 

To nie wytrzyma

Sezon wakacyjny na Schiphol w 2022 roku to ogromne kolejki, setki odwołanych lotów i tony zgubionych bagaży. Sytuacja była tak zła, iż dyrektor lotniska po prostu się poddał i zrezygnował z pracy. Nowe władze, by nie powtórzyć tych błędów, postanowiły sprawdzić, co było przyczyną zeszłorocznego chaosu. Do tego celu poproszono o analizę w wykonaniu firmy PwC. Ta doszła do wniosku, iż przez ostatnie lata coraz więcej prac lotnisko zlecało zewnętrznym podmiotom, w celu cięcia kosztów. To powodowało, iż płace i warunki płacowe personelu odpowiadającego między innymi za transport walizek, były coraz gorsze. Ludzie się zwalniali, a nikt nie chciał ich zastępować.

 

2021 rok

Pierwsze problemy były widoczne już w 2021 roku. Wtedy to firmy ochroniarskie wskazały władzom portu lotniczego, iż mają braki kadrowe i jeśli nic się nie zmieni, na wiosnę 2022 będą mieć zbyt mało pracowników, przy spodziewanym wzroście liczby pasażerów.
Schiphol nie za bardzo miał jednak co z tym zrobić. Nie mógł interweniować. Zresztą w przypadku outsourcingu to był generalnie problem podwykonawcy. Port zgodził się na podwyżki. To jednak nic nie dało, o czym w ubiegłe wakacje przekonali się turyści.

Nie ten klient

Innym problemem, jaki wykazano było to, iż pasażer nie był traktowany jako klient lotniska. Klientem były linie lotnicze. W efekcie działania portu skupiły się na aktywności pro przewoźnik, a nie pro pasażer. System nie był więc nastawiony na osobę z walizką.
W efekcie lotnisko broniło się przed ograniczeniem liczby lotów, co przekładało się na gigantyczne kolejki i rosnący chaos w terminalach. Portu nie interesowało to, iż podróżny będzie dłużej czekał, a to że samolot ma odlecieć.
Zresztą opóźniony pasażer to problem linii lotniczej. Jeśli bowiem maszyna nie wystartuje o czasie, to przewoźnik płaci kary.

W efekcie oszczędności i złe priorytety sprawiły, iż podróżni musieli stać w wielogodzinnych kolejkach sięgających często setki metrów poza halę odlotów. Wielu zaś szczęściarzy, którzy zdążyli na samolot (z których połowa była opóźniona), poleciała bez walizek i plecaków. W samym tylko lipcu na lotnisku pozostało 13 tysięcy nieodebranych lub niewysłanych walizek.

 

Sprawdzian

Nowe władze portu dużo już zainwestowały w warunki pracy i płace personelu. Udało się już zażegnać pewne problemy. Podczas przerwy wiosennej nie doszło do chaosu na lotnisku. Najcięższy sprawdzian czeka port jednak teraz w lipcu i sierpniu.

 

Źródło:  Nu.nl