Sadyści w kitlach? Czyli problem uczelni medycznych
Sprawa 32-letniego studenta medycyny, który zabił trzy osoby w Rotterdamie, w tym wykładowcę na uczelni, każe zastanowić się nad tym, kto nas leczy w Holandii. Czy przyszli lekarze przechodzą jakieś badania, czy też na medycynę może iść każdy i system pozwala na to, by sadyści i psychopaci zakładali lekarskie kitle i leczyli nas lub nasze dzieci?
Jak się okazuje, ludzie bez odpowiednich predyspozycji psychicznych mogą spokojnie zakończyć naukę na uniwersytecie medycznym i zdobyć dyplom upoważniający do wykonywania zawodu. Relegowanie takich osób z uczelni jest bowiem praktycznie niemożliwe. Sytuacja zaś strzelca Fouada L. pokazuje, jak trudno jest uczelni podjąć działania. Erasmus MC, zwlekał bowiem praktycznie do samego końca z wydaniem oświadczenia lekarskiego i nakazem testów psychologicznych dla żaka, mimo iż od dłuższego czasu dysponował informacjami od prokuratury o jego sadystycznych zapędach.
Pismo prokuratury
Przypomnijmy. Prokuratura wysłała pismo do Erasmus MC w sprawie jednego z ich studentów. Ostrzegała ona uczelnię przed dopuszczeniem mężczyzny do leczenia ludzi. W efekcie Fouada L. mimo, iż zakończył edukację i zdał pozytywnie wszystkie niezbędne egzaminy, nie otrzymał dyplomu. Zamiast tego komisja egzaminacyjna skierowała go do psychologa, który miał ocenić jego stan i zdecydować czy L. może zostać się lekarzem. To zaś najprawdopodobniej było przyczyną późniejszej strzelaniny.
Stracone lata
Z jednej strony można w tym momencie nieco zrozumieć strzelca. Wiele lat nauki, stresów, tysiące euro wydanych na edukację, na jeden z najkosztowniejszych kierunków i gdy wydaje się, że już wszystko się udało, nagła i niezrozumiała decyzja uczelni o testach psychologicznych, których zapewne nikt inny na roku nie przechodził.
Z drugiej nie można jednak nie przyznać racji uczelni. Dopuszczenie takiego człowieka do zawodu mogłoby mieć fatalne konsekwencje dla przyszłych pacjentów L.
Przepisy
Te stracone lata to poniekąd pokłosie holenderskich przepisów. Prokuratura może bowiem udostępniać dane z postępowania sądowego tylko i wyłączenie w wyjątkowych sytuacjach. Taka miała miejsce właśnie tutaj, gdy chodziło o interes publiczny i dobro pacjentów.
Czasem prokuratura może też udzielić takiej informacji na prośbę osób i instytucji, np. uniwersytetu. Uczelnie jednak nie korzystają z tego zbyt często. Muszą mieć bowiem do tego powód. Nie mogą więc lustrować każdego żaka.
Prawo do nauki
Na lustrowanie nie pozwalają też przepisy. Wedle ustaw uczniowie mają prawo do nauki. Gdy zapiszą się na kurs, kierunek, zdają i zaliczają przedmioty, nie można ich tak po prostu wyrzucić lub nakazać zmianę specjalizacji. Dlatego też, jak wskazują wykładowcy, mimo, iż podejrzewają, iż niektórzy ludzie nie nadają się, by zostać lekarzem, czy np. nauczycielem nie mogą nic z tym zrobić. Mogą jedynie prosić, sugerować, tłumaczyć, ale nic więcej. By wyrzucić studenta, który ma dobre wyniki, ten musiałby wykazać się nagannym moralnie zachowaniem. Gdy jednak to się nie dzieje lub nie ma na to dowodów, żak jest nie do ruszenia.
Psycholog
W kwestii L. nawet działanie prokuratury mogłoby finalnie nie wystarczyć, gdyby nie doszło do ataku. Jeśli 32-latek posiadałby dobrego prawnika, ten mógłby łatwo wybronić studenta. Jego rzekomy sadyzm miał miejsce bowiem w przeszłości. Teraz mógł to być więc zupełni inny człowiek. Dodatkowe testy psychologiczne wymagane od pojedynczych osób stoją zaś w sprzeczności z prawem. Nie ma bowiem wtedy mowy o równości.
W efekcie więc wielu uważa, iż cały system szkolnictwa wyższego na kierunkach lekarskich, czy np. pedagogicznych, powinien ulec pewnym modyfikacjom, podczas których testy psychologiczne byłyby elementem niejako egzaminów wstępnych.
Źródło:AD.nl