Rumuni z Linne odnalezieni cali i zdrowi

Zaginieni Rumuni

Kilka dni temu pisaliśmy, iż 50 migrantów zarobkowych Rumuńskiego pochodzenia pracowało i żyło w czymś, co można nazwać obozem pracy w Linne. Ludzie ci jednak po kontroli urzędników nagle zapadli się pod ziemię. Nikt nie wiedział jaki los spotkał niewinnych pracowników migrujących aż do teraz.

Przypomnijmy. Gmina Maasgouw odkryła pod koniec maja na swoim terenie współczesny obóz pracy. Nie było tam może budek wartowniczych i psów stróżujących, ale znalazł się kierownik, który rzekomo miał bić przyjezdnych. Ludzie zaś po kilku, czasem nawet kilkunastu godzinach pracy, trafiali do budynków, których wystrój przypominał baraki. Ciasnota, piętrowe łóżka, kraty w oknach, brak jakichkolwiek środków przeciwpożarowych. Wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której gmina zagroziła gospodarzowi poważnymi sankcjami finansowymi, jeśli nie polepszy on warunków bytowych pracowników.

Kontrola

Gdy 30 maja na miejscu pojawiła się kolejna kontrola, mająca sprawdzić respektowanie nałożonych wytycznych na gospodarza, okazało się, iż migranci zarobkowi gdzieś zniknęli. Jeszcze parę dni temu na farmie pracowało 50 obcokrajowców z Rumunii. Teraz nie było nikogo i co gorsza, nikt nie był w stanie powiedzieć, gdzie ci ludzie się znajdują. Gmina początkowo umyła ręce w tej sprawie. Jej zadanie bowiem się skończyło. Warunki lokalowe nie sprzyjały zakwaterowaniu, więc doprowadzono do tego, iż już nikt tam nie mieszkał. Holenderska opinia publiczna jak i wstrząśnięci sytuacją mieszkańcy zaczęli zadawać pytania co stało się z ludźmi, którzy przybyli z dalekiego kraju licząc na zarobek, a trafili do czegoś, co niektórzy nazwaliby piekłem na Ziemi. W efekcie czując presję, władze lokalne rozpoczęły małe śledztwo mające na celu znalezienie Rumunów.

 

9 czerwca, burmistrz przekazał, iż wie, gdzie trafili „zaginieni” Rumuni. Zostali oni przekwaterowani. Nowe domy dla migrantów zarobkowych znajdują się w dwóch różnych miejscach, poza gminą Maasgouw. Samorządowcy znają te lokalizacje z dokładnością co do numeru domu. Z racji jednak na ochronę danych nie mogą ich ujawniać.  Burmistrz wskazuje, iż po całym tym zamieszaniu grupę miało opuścić około sześciu osób, które zdecydowały się wrócić do ojczyzny. Pozostali chcą kontynuować pracę w krainie tulipanów.

 

Kolejna kontrola

Wiele wskazuje jednak na to, iż historia ta będzie miała jeszcze swój epilog. Po wydarzeniach w Linne kontrola ma pojawić się także w nowych kwaterach. Wszystko po to, by sprawdzić, czy tym razem spełniają one odpowiednie normy.