Rutte – Rosja może umieścić broń atomową w kosmosie.
Program Gwiezdne Wojny zainicjowany przez Stany Zjednoczone, mający być wyścigiem zbrojeń w kosmosie był, jak się okazało, po latach fikcją, która sprawiła, iż ZSRR przepalał pieniądze na niemożliwe do stworzenia w czasach zimnej wojny projekty. W trzeciej dekadzie XXI wieku kwestia ta jednak wraca i mówi o niej Mark Rutte. Teraz jednak nie jest to science fiction, a być może bardzo ponura przyszłość. Rosja może bowiem chcieć umieścić broń atomową na orbicie.
Bomba atomowa na orbicie
Sekretarz Generalny NATO, Mark Rutte w rozmowie z gazetą Welt am Sonntag, wskazał na to, iż Pakt jest bardzo zaniepokojony możliwościami, jakie otwarły się przed Federacją Rosyjską. Holender wskazuje na ewentualność wykorzystania broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej. Nie chodzi tu jednak o wyniesienie głowic atomowych na orbitę, by razić później nimi cele na Ziemi, a detonowanie ich na orbicie.
W tyle
Rutte nie ma złudzeń, rosyjski program kosmiczny jest przestarzały i nie tak wydajny jak zachodni. Nie jest to już wyścig w kosmos gdy USA i ZSRR ścierały się jak równy z równym. Europa i Stany Zjednoczone wyprzedziły w tej kwestii Kreml o wiele lat. Jest to powód do radości, niestety pojawia się pewne „ale”.
Holender uważa, iż Kreml może naruszyć Traktat o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 roku. Dokument ten podpisany w „najzimniejszych” czasach zimnej wojny to podstawa prawa kosmicznego. Gwarantuje on pokojowe wykorzystanie pustki nad naszymi głowami. Na jego mocy sygnatariusze zgodzili się nie wystrzeliwać w kosmos ani nie umieszczać tam broni atomowej lub innych środków masowego rażenia.
Sytuacja się zmienia
Traktat ten przez lata był zapomniany. Zmieniła się jednak sytuacja geopolityczna, a wraz z nią i możliwości. W 2022 roku Rosja miała wystrzelić satelitę, którego celem jest testowanie komponentów do broni. Jak to rozumieć? Miałby on być, chociaż Kreml temu zaprzecza, platformą eksperymentalną, której próby mają pozwolić na późniejsze wysłanie w kosmos satelitów z bronią atomową na pokładzie.
Ciemność widzę, widzę ciemność.
Co by to miało dać? Odpowiedź jest prosta. Eksplozja tego typu wyrównałaby siły w kosmosie. Wybuch bomby atomowej to nie tylko fala uderzeniowa, ale i potężny impuls elektromagnetyczny, który może zmieść dużą część satelitów. Co by to dało? Po takim wybuchu np. broniąca się Ukraina straciłaby nie tylko zdjęcia satelitarne działań wroga, ale też dostęp do Internetu na froncie.
Owszem w wybuchu ucierpiałyby też rosyjskie satelity, ale planując takie działania, Kreml mógłby zawczasu wyprodukować zapas, który wyśle w kosmos. W krainie ślepców bowiem jednooki jest królem. Gdy zachód straci swoje urządzenia, to nie będzie mieć znaczenia, iż rosyjskie sputniki są gorszej jakości, ponieważ właśnie są.
Dlatego też były holenderski premier ostrzega przed taką możliwością. Rosja do jego słów jednak się nie odniosła, nie gwarantując utrzymania traktatu, ale też i go nie wypowiadając.
Źródło: Nu.nl