Przepełnione szpitale i kreatywna statystyka w Holandii
28 kwietnia ma nastąpić pierwszy etap liberalizacji obostrzeń koronowych w Królestwie Niderlandów. Będzie to długo wyczekiwany krok ku normalności. Władze zdecydowały, iż sytuacja w kraju jest na tyle dobra, iż można zakończyć godzinę policyjną i otworzyć ogródki piwne. Najgorsze jest bowiem już za Holendrami. Z opinią tą nie zgadzają się jednak lekarze. Najnowsze informacje z krainy tulipanów wskazują bowiem, iż szpitale musiały wysłać 600 pacjentów z koronawirusem wymagających leczenia do domów, ponieważ potrzebne były miejsca w placówkach opieki medycznej.
Centrum Koordynacji Dystrybucji Pacjentów stale monitoruje sytuację w niderlandzkiej służbie zdrowia. Ostatnie doniesienia, o których pisze Nu.nl stoją w opozycji do tego co mówi rząd o epidemii w Holandii. Sytuacja wcale nie jest dobra. 600 pacjentów wymagających opieki szpitalnej musiało zostać zwolnionych do domu. Chorzy ci otrzymali od placówek butle z tlenem oraz systemy zdalnego monitorowania stanu zdrowia. Ich kuracja musi jednak mieć miejsce w domu. Wszystko dlatego, iż w Holandii zaczęło brakować łóżek dla osób w cięższym stanie. Zapadła więc decyzja, by „eksmitować” tych, którzy najlepiej rokują i mają największą szansę na to, iż pomimo pozostania w domu ich stan znacząco się nie pogorszy.
Opieka pielęgniarska
Jeszcze kilka miesięcy temu osoby te mogły zwyczajnie pozostawać w szpitalu na oddziałach pielęgniarskich, tzn. zwykłych oddziałach zakaźnych. Tam zakażeni COVID-19, nierzadko wymagający tlenoterapii i podłączenia do kardiomonitorów, znajdowali się pod stałą opieką personelu pielęgniarek i lekarzy, którzy doglądali ich stanu zdrowia podczas obchodów.
Ostatnie dni spowodowały jednak zaostrzenie sytuacji. Musiało wiec dojść do gradacji pacjentów. Lekarze w poszczególnych szpitalach zastanawiali się, kto bardziej potrzebuje pomocy. Często bowiem pogotowie przywoziło chorych, których stan był zdecydowanie gorszy od tego, jakim wykazywali się pacjenci leżący na oddziałach. Zapadła więc decyzja o usunięciu ich ze szpitali.
Pacjenci telemonitorujący
Jak zaznacza holenderska służba zdrowia, chodzi tu o pacjentów w stanie lekkim i średnim, którym życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Na oddziałach intensywnej terapii nadal są miejsca i nie ma tam ryzyka, że zabraknie łóżek. Co więcej, wielu pacjentów „telemonitorujących”, którzy trafiają do domów, jest szczęśliwych z takiego obrotu sprawy. Jak wskazują psychologowie, często samo wypisanie ze szpitala poprawia stan zdrowia chorego. Wraca on bowiem do znanego sobie, pozytywnie kojarzącego się środowiska. A jak zaś wiadomo psychika i nastawienie pacjenta potrafi walczyć z chorobą na równi z lekami.
Magia statystyk
Zwolnienie chorych do domów ma nie tylko zabezpieczyć łóżka w szpitalach. Działanie to ma też poniekąd drugie dno. W piątek w holenderskich placówkach ochrony zdrowia przebywało ponad 2600 pacjentów z koronawirusem, z których 1776 znajduje się na zwykłych oddziałach zakaźnych. Wynikiem tym, poniżej 3000, mógł pochwalić się rząd. Dane te jednak nie zawierają liczby osób odesłanych do domu lub od samego początku wysłanych na „telemonitoring”. Mimo, iż de facto są na leczeniu szpitalnym, to odbywa się wirtualnie w domu. Magia statystyki pozwala więc nie widzieć tych pacjentów, zaniżając dane. To zaś, iż wymagają takich samych środków co ludzie w szpitalu, nie ma znaczenia. Ważne, iż zamiast 3200 w Holandii jest tylko 2600 przypadków klinicznych.