Prostytutki zostaną na lodzie?
Prostytucja w Holandii traktowana jest jak każda inna praca. Osoby działające w tej branży płacą podatki, przechodzą badania kontrole, mają organizowane kursy BHP. Od czasu jednak wybuchu epidemii COVID-19 pracownicy ci musieli zejść „do podziemia”. Rząd bowiem zakazał oferowania tego typu usług ze względów epidemiologicznych. Holenderskie prostytutki i żigolacy muszą jednak za coś żyć.
Jak wskazują najnowsze wiadomości z Królestwa Niderlandów, niektóre prostytutki z premedytacją ignorują obostrzenia dotyczące walki z koronawirusem. Wszystko dlatego, iż w przeciwnym razie mogą popaść w poważne problemy finansowe związane z utrzymaniem siebie i swoich najbliższych.
Zawody kontaktowe
Władze w Hadze, by ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii wśród swoich rodaków, wprowadziły szereg różnych zasad mających za zadanie ograniczyć możliwość potencjalnego zakażenia. Zabroniono więc tak zwanych „zawodów kontaktowych”, w tym między innymi świadczenia usług seksualnych. Domy publiczne i salony masażu zostały zamknięte do 15 marca.
Wirtualny świat
W efekcie wiele kobiet i mężczyzn postanowiło świadczyć swoje usługi przez sieć. Bardzo popularne stały się streamy internetowe, gdzie pracownicy pokazują swoje wdzięki przed kamerami. Wiele z nich jednak zdecydowało przenieść do sieci tylko i wyłącznie ofertę reklamową, samemu zaś prowadząc działalność, np. dojeżdżając do klienta lub przyjmując w prywatnym lokalu. Zarabiają, łamiąc jednak prawo i narażają się na szereg zagrożeń, których próżno byłoby szukać w domu publicznym wyposażonym we własną ochronę.
Holenderskie prostytutki na lodzie
Osoby uprawiające najstarszy zawód świata wskazują, iż działanie to nie jest ich fanaberią, czy próbą zarobienia jeszcze większych ilości gotówki. Ludzie ci, jak większość mieszkańców Niderlandów, boi się koronawirusa. Najchętniej więc przestałyby przyjmować klientów i narażać się na kary grzywny lub nawet w skrajnych przypadkach więzienia. Niestety nie mogą. Jak same/sami mówią wszystko to z powodu, iż władze o nich zapomniały. Wielu pracowników seksualnych nie kwalifikuje się bowiem do otrzymania wsparcia rządowego. Dotyczy to na przykład kobiet i mężczyzn oferujących usługi na własnych rachunek. Teoretycznie freelancerzy mogą skorzystać z tej formy pomocy. W praktyce nie dotyczy to jednak „firm okienkowych”. Ludzie ci bowiem znajdują się w swoistej luce prawnej. Nie są oficjalnie zatrudnieni przez właściciela budynku, ale również nie prowadzą działalności na własny rachunek. Ta płynność w interpretacji przepisów, a więc i w wypłacie zapomóg spowodowała uszarostrefienie części branży.
Wszystko to niesie za sobą bardzo złe skutki. Holenderskie prostytutki coraz częściej zaczynają zgłaszać się na policję z powodu tego, iż zostały wykorzystane czy musiały świadczyć pewne usługi wbrew sobie. Wszystko z racji tego, iż pojawiła się grupa klientów żerujących na obecnej ciężkiej sytuacji tego typu pracowników.