Prokuratura podejrzewa, że zabił 20 osób, sąd go wypuścił
Prokuratura podejrzewa, iż Theodoor V. zabił z zimną krwią 20 osób. Może się wydawać, iż taki seryjny zabójca powinien znajdować się w celi, w izolacji. Nic jednak bardziej mylnego. W tym tygodniu, decyzją sądu, wyszedł on na wolność.
V. to pielęgniarz, który pracował podczas epidemii COVID-19 na oddziale pulmonologicznym jednego z holenderskich szpitali. Tam miał być zamieszany w śmierć około dwudziestu pacjentów zakażonych koronawirusem. Jeśli okazałoby się to prawdą i Theodoor faktycznie zabijał chorych, byłby jednym z największych przestępców tego stulecia w Niderlandach. Mimo to jednak sąd odrzucił apelację oskarżyciela dotyczącą przedłużenia środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. W efekcie mężczyzna może oficjalnie wyjść na wolność.
Brak dowodów
Z takiego rozwiązania sprawy zadowolony jest prawnik pielęgniarza, który z radością zacytował decyzję sądu: „Sąd Apelacyjny – podobnie jak Sąd Rejonowy – bierze również udział w orzekaniu i stwierdza, że akta nie zawierają obecnie żadnych konkretnych sytuacji, których wynikało, że zachodzi związek przyczynowy między czynami opisywanymi innym osobom (psychologom – red.) przez podejrzanego a (niewyjaśnioną), śmiercią pacjentów.” Mówiąc inaczej, prokuratura nie posiada żadnych twardych dowodów przeciw mężczyźnie. Decyzja ta jest prawomocna, ponieważ zapadła w sądzie apelacyjnym. Prokurator odwołał się od identycznej decyzji z sądu rejonowego z 1 czerwca.
Przyznanie się do winy
Jakie są więc dowody przeciw mężczyźnie? Jego własne słowa. Zatrzymany, w połowie marca, powiedział podczas rozmowy z GGZ Drenthe (poradnia psychologiczna), że podczas pandemii w szpitalu zabił 20 chorych, by ulżyć im w cierpienia. Informacja ta została przekazana służbom, a mężczyzna został zatrzymany.
Gra na czas
Co stało się potem? Jak pisaliśmy w osobnym materiale, oskarżony nie zaprzeczył, iż uśmiercał ludzi w szpitalu Wilhelmina w Assen. Nie podał jednak ani jednego nazwiska swojej ofiary. Nie powiedział również, w jaki sposób wyprawiał ludzi na tamten świat. W efekcie prokuratura nie miała pojęcia, z którymi zgonami w okresie epidemii połączyć mężczyznę. To zaś wymusiło na organach ścigania przeglądanie kartotek dziesiątek pacjentów i szukanie w nich jakichkolwiek poszlak, czegoś, co odbiegałoby od normy. To zaś w przypadku COVID-19, choroby, która potrafi mieć u każdego zakażonego zupełnie inny przebieg, jest wyjątkowo trudne.
Pierwsze zwycięstwo
W efekcie, podczas czerwcowej rozprawy, prokuratura nie mogła podać żadnych nazwisk i dowodów. Przeanalizowane przypadki nie wzbudzały bowiem podejrzeń. W takiej sytuacji ku radości V. obrona wniosła o uchylenie środka zapobiegawczego. Sąd nie mógł zaś zrobić nic innego, tym bardziej, iż oskarżony odwołał swoje słowa dotyczące zabójstw.
Przebiegły zabójca, czy chory człowiek?
Pielęgniarz wyszedł więc na wolność jako podejrzany. Pozostanie na niej do momentu, aż prokuratura nie znajdzie przekonujących dowodów. Czy to się uda? V. jest spokojny o wynik dochodzenia. Jak sam powiedział, czeka na zakończenie śledztwa i wycofanie zarzutów, bo nie zrobił nic złego.
Czy więc mamy do czynienia z człowiekiem, którego podczas rozmowy z psychologiem poniosła fantazja, czy też wyrachowanym zabójcą, który drwi z wymiaru sprawiedliwości? To okaże się po zakończeniu śledztwa prokuratury. Pewne jest jednak jedno. Wszystko to przedłuża cierpienia rodzinom ludzi, którzy zmarli wtedy w tym szpitalu. Chcąc nie chcąc, są oni bowiem uwikłani w całą tę sprawę.
Źródło: AD.nl