Pożar w Arnhem, czy naprawdę nie ma ofiar?

Pożar w Arnhem, czy naprawdę nie ma ofiar?

Wracamy do sprawy pożaru, jaki miał miejsce w centrum Arnhem. Obecnie strażacy mówią o okresie nerwowego wyczekiwania. Ich zdaniem może bowiem minąć jeszcze nawet kilka dni, zanim służbom uda się wejść na teren całkowicie wypalonego budynku w centrum, w poszukiwaniu ciał ewentualnych ofiar. Wczoraj bowiem, mimo wygranej z pożarem, inspekcja pogorzeliska była nadal zbyt niebezpieczna.

Wczoraj funkcjonariusze Krajowego Zespołu Dochodzeń Kryminalistycznych rozpoczęli przeszukiwanie obszaru, w którym panował pożar. Z racji jednak tego, iż nie mogli dotrzeć na teren epicentrum żywiołu, nie mogli oni jeszcze rozpocząć faktycznego śledztwa. Wszystko z uwagi stanu budynku. Ten został doszczętnie wypalony i częściowo zburzony. Pozostałe ściany są zaś w takim stanie, iż mogą się w każdej chwili zawalić. Osłabiona płomieniami konstrukcja jest bowiem niestabilna.

 

Bez ofiar

Wstępne ustalenia, o czym informowaliśmy też w czwartek, wskazują na to, iż pożar wybuchł w budynku SoLow. Gmach ten został całkowicie spalony i częściowo zburzony. Ogień jednak na nim nie poprzestał. Bardzo szybko rozprzestrzenił się dalej i dosięgnął w sumie dziesięciu budynków, które w różnym stopniu ucierpiały przez ogień i wodę.
Z racji potężnego pożaru, zadymienia oraz ryzyka występowania azbestu w powietrzu, służby zarządziły ewakuację mieszkańców tego obszaru. Krótko po tym jak strażakom udało się stłumić ogień, ci informowali, iż nie doszło do najgorszego. Nie było ofiar śmiertelnych.

Czas pokaże

Czy to jednak prawda? Czy mimo tak poważnego zdarzenia nikt nie zginął? Po wszystkim ratownicy są mniej optymistyczni. Nikt bowiem nie wie, czy ktoś nie przebywał w zawalonym i wypalonym budynku. Zresztą nawet jak służby wejdą do środka, nadal nie będzie pewne, czy obyło się bez ofiar. „Nie można po prostu znaleźć kogoś. Ciało może też znajdować się głęboko pod gruzami” – mówi rzecznik straży pożarnej. Możliwe więc, iż ciała, jeśli takie są, zostaną odnalezione dopiero przy okazji odgruzowywania pogorzeliska.

Jest jednak pewna iskierka nadziei. Od momentu pożaru żadna rodzina, ani sąsiedzi, okoliczni mieszkańcy nie zgłosili zaginięcia swoich krewnych i znajomych. Nie wiadomo więc o ludziach, z którymi gdy pojawiły się płomienie, nagle urwał się kontakt. To zaś pozwala mieć pewne powody do optymizmu, chociaż widząc zgliszcza wypalonych domów, byłby to raczej cud, jeśli faktycznie nikomu nic się nie stało.

Źródło:  AD.nl