Pożar na statku u wybrzeży Holandii. Widmo katastrofy ekologicznej

Wczoraj, niedaleko wybrzeży Królestwa Niderlandów wybuchł pożar na statku przewożącym samochody. Nie byłoby to może nic poważnego gdyby w ogniu stanął zwykły pojazd. Płomienie ogarnęły jednak „elektryka” i sytuacja zrobiła się krytyczna. Załoga przegrała starcie z żywiołem i ognień rozprzestrzenił się po pokładach. Holendrzy walczą teraz o ugaszenie i utrzymanie na wodzie transportowca. Jego ewentualne zatonięcie oznaczałoby bowiem katastrofę ekologiczną dla Holandii.

Pożar

Jak podają służby ratunkowe, pożar zaczął się najprawdopodobniej w jednym z 25 przewożonych przez jednostkę samochodów elektrycznych (doszło do samozapłonu baterii). Ogień bardzo szybko się rozprzestrzenił. Początkowo z żywiołem starała się walczyć załoga statku Fremantle Highway płynącego pod panamską banderą. Marynarze chcieli uratować cenny ładunek. Oprócz owych 25 aut elektrycznych na pokładzie znajduje się bowiem jeszcze prawie 3 tysiące klasycznych samochodów, które miały trafić z Niemiec do Egiptu.

Brak możliwości.

Marynarze nie mieli jednak szans powstrzymać ognia. Bohaterstwo załogi i próba ocalenia ładunku kosztowały ich najwyższą cenę. Jeden marynarz zginął. Pozostałych 22 zostało rannych. Nie mogąc nic zrobić jednostka znajdująca się pobliżu Ameland nadała sygnał alarmowy. Na miejsce natychmiast wysłano służby ratownicze. Te ewakuowały całą indyjską obsadę z pokładu. Część marynarzy zabrały statki ratunkowe. Cześć została podjęta przez śmigłowce.

Ogień

Gdy załoga została zabrana z pokładu, przystąpiono do akcji gaśniczej. Ta prowadzona jest jednak tylko z wody. Transportowiec przypomina bowiem gorącą puszkę. Wejście na jego pokład byłoby niezwykle niebezpieczne. Pokłady są więc zalewane tysiącami ton wody.

Katastrofa ekologiczna

W środowy poranek pojawiło się kolejne niebezpieczeństwo. Jak przekazały służby, statek zaczął się przechylać. To zaś mogłoby oznaczać, iż jednostka może się przewrócić i zatonąć. Taka sytuacja oznaczałaby jedno – katastrofę ekologiczną dla rejonu Ameland. Na szczęście jednak koło południa służby, które początkowo brały pod uwagę wszystkie scenariusze łącznie z tym, że Fremantle Highway pójdzie na dno, uspokoiły Holendrów. Przekazano im, iż to raczej się nie stanie. Nie można mieć jednak 100% pewności. Nikt bowiem nie wie, co się dzieje na pokładzie jednostki.

Daleka droga

Płonący statek znajduje się obecnie około 27 kilometrów na północ od Ameland. Frachtowiec został zabezpieczony przez jednostki ratownicze. Udało się go „złapać” połączeniem awaryjnym i przerwać dryf. Nadal jednak na transportowcu widać ogień, a w niebo wzbijają się kłęby dymu. Co więc mogą robić ratownicy? Gasić pożar z zewnątrz i monitorować stan jednostki. Nic więcej.

Hol

Gdy uda się przynajmniej trochę opanować sytuację, tak by ratownicy mogli wejść na pokład, Holendrzy chcą wziąć jednostkę na hol i zaciągnąć do jednego z portów, tak by móc łatwiej ugasić pożar we wnętrzu nie bojąc się o zatonięcie.

Ropa

Niedawno przekazano informację, iż w rejon zagrożenia wysłano również statek kontroli ropy z Rijkswaterstaat. Jest to wyspecjalizowana jednostka potrafiąca walczyć z wyciekiem ropy na morzu. Oznacza to więc, iż ratownicy boją się, że zbiorniki panamskiej jednostki na skutek pożaru mogą stracić szczelność. Obecnie jednak jak wskazuje koordynator akcji, jest to „dmuchanie na zimne”. Lepiej mieć taki statek w pogotowiu niż go nie mieć.

 

Źródło:  Wydadzenia.interia.pl
Źródło:  Nu.nl