Potrzebni wolontariusze do testów holenderskiej szczepionki
Kolejna szczepionka przeciw koronawirusowi COVID-19 wchodzi w fazę testów klinicznych na dużą skalę. Specyfik opracowywany przez Janssen Vaccines z Leiden ma być w najbliższym czasie testowany na ludziach. Firma farmaceutyczna szuka chętnych do trzeciej fazy testów. Potrzebnych jest 60 000 ochotników.
Skutki uboczne
Trzecia faza testów klinicznych to praktycznie ostatnia prosta przed poddaniem szczepionki ocenie i wprowadzeniu jej do produkcji. Ma ona sprawdzić szerokie spektrum działania specyfiku i wychwycić między innymi możliwe skutki uboczne, których nie dało się wykryć na mniejszym gronie badanych.
Za oceanem
Pomimo, iż szczepionka opracowywana przez Janssen Vaccines powstaje w holenderskim Leiden, to mieszkańcy Królestwa Niderlandów nie zostaną królikami doświadczalnymi. Koncern farmaceutyczny Johnson & Johnson, do którego należy holenderskie laboratorium, zdecydował o tym, by chętnych na badanie szukać w Stanach Zjednoczonych, RPA, Argentynie, Brazylii, Chile, Kolumbii, Meksyku i Peru. Decyzja ta nie ma jednak żadnych kontekstów politycznych czy ekonomicznych. Holenderskie życie nie jest droższe czy ważniejsze od tego, jakie ma mieszkaniec Peru, czy RPA. Kraje te zostały wytypowane do testów, ponieważ bardzo mocno odczuły skutki epidemii COVID-19. Dużo łatwiej w nich o kontakt z patogenem, a co za tym idzie o potwierdzenie skuteczności działania szczepionki.
Dwa miesiące
Testy kliniczne mają potrwać dwa miesiące. Jeśli wszystko pójdzie dobrze Johnson & Johnson liczy, iż już pod koniec roku opublikuje wyniki swoich badań, a na początku przyszłego wprowadzi szczepionkę do produkcji. Jest to oczywiście wariant najbardziej optymistyczny. Jeśli bowiem pojawią się skutki uboczne zagrażające zdrowiu i życiu testerów, naukowcy zwolnią lub nawet w skrajnej sytuacji przerwą pracę.
Jedna szczepionka
Holenderska szczepionka na COVID-19 równi się nieco od tych, nad którymi pracuje np. AstraZeneca. Niderlandzki specyfik ma zapewniać odporność już po jednej dawce, a nie tak jak tamta po dwóch. Wydaje się to niewielką różnicą. Jeśli jednak patrzeć na to przez pryzmat globalnej pandemii i zaszczepienia miliardów ludzi na całym świecie, diametralnie zmniejsza to ilość potrzebnych dawek specyfiku. To zaś mocno ogranicza koszty. Jest to szczególnie ważne zwłaszcza dla biedniejszych krajów z gorzej rozwiniętą opieką zdrowotną.
Przykładowo w krajach afrykańskich wystarczy, iż do wioski tylko raz zawita lekarz i zaszczepi jej populację. Nie będzie on musiał wracać tam za jakiś czas, dokonywać kolejnego badania i szczepić ponownie. Jest to niezwykle ważne, gdy tak jak np. w rejonie Dakaru przypada 0,2 lekarza na 1000 mieszkańców.