Polska czarna owca na holenderskiej poczcie
Pracownikiem poczty powinien być ktoś godny zaufania. Człowiek ten bowiem zajmuje się przesyłkami innych ludzi. Społeczeństwo ufa mu, iż nie będzie czytał cudzej korespondencji i nie będzie sprawdzał i plądrował przesyłanych paczek. Jak jednak w każdym zawodzie i tu zdarzają się czarne owce. Szkoda tylko, iż w tym przypadku był nią Polak
23-letni pracownik sortowni paczek PostNL w Bossche sumienie wykonywał swoją pracę. Jak się jednak okazuje oprócz sortowania, mężczyzna ten zaglądał do niektórych z nich i przywłaszczał sobie tamtejszą zawartość.
Śledztwo
Na początku tego roku kierownictwo sortowni zaczęło podejrzewać, iż jeden z pracowników postępuje niezgodnie z przepisami. Obawiano się, iż człowiek ten interesuje się przesyłkami, bardziej niż powinien i niektóre usuwa z taśmy. W efekcie kierownictwo kazało ochronie przyjrzeć się bliżej mężczyźnie, który był pracownikiem migrującym. Faktycznie ochrona szybko stwierdziła, iż działania 23-latka są podejrzane. Mężczyzna miał zbyt długo przebywać w przyczepie podczas załadunku.
Narkotyki
Ochroniarz postanowił więc podejść i porozmawiać sobie z polskim pracownikiem migrującym. Zaprowadził więc naszego rodaka do osobnego pomieszczenia. Tam mężczyzna natychmiast się przyznał. Przyznanie to jednak nieco wybiło z tropu ochronę. Mężczyzna przekazał, iż ma przy sobie narkotyki i wyciągnął je z kieszeni, podając pracownikowi pionu bezpieczeństwa.
Dociekliwość
Wiele wskazuje na to, iż w ten sposób Polak liczył, że łatwo się wyłga. Schował się gdzieś, by zażyć substancje odurzające. Nic więcej. Ochroniarz zauważył jednak wystający z kieszeni iPhone, sprzęt za ponad 1600 euro, który był wyraźnie nowy. Pojawiło się więc pytanie skąd ten telefon.
W tym momencie nasz rodak, który wcześniej, jak gdyby nigdy nic przyznał się do zażywania narkotyków w pracy, zaczął plątać się w zeznaniach. Stwierdził, iż znalazł telefon w przyczepie, ale nie zdążył go dać kierownictwu. Nie ukradł go, przecież nie zaryzykowałby pracy dla smartfona.
Sąd
To jednak nie przekonało ani ochroniarza, ani kierownictwa sortowni. Sprawa trafiła do sądu. Ten w minionym tygodniu przyglądał się zachowaniu Polaka. Nasz rodak nie zabrał jednak głosu. Nie było go na sali rozpraw. Jego adwokat nie miał pojęcia, gdzie jest Polak. Jak przekazał sędziemu, nie ma z nim od pewnego czasu kontaktu.
Wyrok
Oskarżyciel wskazał, iż za taką kradzież powinien się domagać od sześćdziesięciu do dziewięćdziesięciu godzin prac społecznych. Nie ma to jednak sensu, ponieważ nie wiadomo gdzie jest oskarżony. Dlatego też domagał się dwóch tygodni więzienia w zawieszeniu na dwa lata, ponieważ jest szansa, iż w tym czasie oskarżony wróci do Holandii, by pracować dla innej agencji zatrudnienia.
Sąd po rozpoznaniu sprawy zgodził się z żądaniem prokuratury, przekazując obrońcy, iż może spróbować powiadomić swojego klienta o wyroku, jeśli uda mu się nawiązać z nim kontakt.
Źródło: Ad.nl