Polityczna awantura w sprawie kradzieży z muzeum

Polityczna awantura w sprawie kradzieży z muzeum

Sprawa skradzionego hełmu robi się "coraz ciekawsza". Tym razem jednak interesujące informacje docierają z Rumunii. Zabytek wart ponad 4 miliony euro miał przybyć do Królestwa Niderlandów „bez pozwolenia”. Wściekłość właścicieli jest tak duża, iż w sprawę tę włączył się nawet premier Rumunii. Okradzione muzeum stwierdza zaś, iż nie ponosi żadnej odpowiedzialności za taki stan rzeczy. Może się więc okazać, iż oprócz skandalu związanego z kradzieżą czeka nas skandal dyplomatyczny.

rozliczenie podatku z Holandii

Hełm, jak i inne eksponaty dotarły do muzeów w Assen w zeszłym roku. Artefakty te miały jednak przybyć bez pozwolenia rządu rumuńskiego. Holenderskie muzeum umywa jednak od tego ręce. Wskazuje, że to nie jest ich sprawa. O co w tym wszystkim chodzi?

Nielegalny wyjazd

Wedle rumuńskiego prawa, na wywóz obiektów dziedzictwa kulturowego, w tym na wypożyczenie innym placówkom muzealnym, rząd musi wyrazić formalną zgodę. Premier Marcel Ciolacu uważa jednak, iż żadnej takiej zgody nie wydał. Wskazał, iż owszem podpisywał takie dokumenty, ale dotyczyły one wcześniejszych wystaw w Rzymie czy Lizbonie. W przypadku Holandii takiego podpisu nie złożył, więc te wytwory rąk ludzkich nie powinny opuścić kraju.

 

Nie nasza wina

Muzeum Drents umywa jednak od tego ręce. Wskazuje, iż oni nie uczestniczą w tego typu decyzjach. Nie są podmiotem, który wpływa na zagranicznych polityków. Ich zdaniem cała odpowiedzialność w tej kwestii leży po stronie wysyłającego, a więc Rumuńskiego Muzeum Historii Narodowej. To, że ono nie dopełniło formalności to już nie sprawa niderlandzkich kustoszy. Jak łatwo jednak się domyśleć rumuńskie media odwracają tę sytuację, wskazując na „nielegalne” sprowadzenie hełmu. Czy słowa te są bezzasadne? Niekoniecznie. Rumuni wskazują na dokumenty, z których wynika, iż to właśnie na Muzeum Drents spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo obiektów i pod tę odpowiedzialną wciągają też zgodę władz.

Konsekwencje

Jakie więc mogą być konsekwencje dla placówki w Assen?  „Mamy nadzieję, że dzieła sztuki zostaną szybko odnalezione w nienaruszonym stanie, biorąc pod uwagę ich ogromną wartość kulturową i emocjonalną” – oznajmiło muzeum w Drenthe w oświadczeniu prasowym. Kierownictwo obiektu ogranicza się do tego komunikatu. Nie chce nic mówić o ewentualnej odpowiedzialności, najpewniej materialnej. Ta zaś byłaby horrendalna. Rumuni porównują wartość tych dzieł sztuki do tego, jakie znaczenie dla Holendrów ma Straż Nocna Rembrandta.

 

Spadną głowy

W sprawie już niedługo mogą też polecieć pierwsze głowy. Część rumuńskich parlamentarzystów domaga się rezygnacji Ernesta Oberländera-Târnoveanu, dyrektora Narodowego Muzeum Historycznego. Sprawa ta zatacza jednak coraz większe kręgi. Możliwe więc, że będą zagrożone nawet stanowiska ministerialne.
Sprawa ta może też w znacznym stopniu oziębić wymianę kulturalną w zakresie dziedzictwa materialnego między obydwoma krajami.
Dlatego wszyscy liczą, iż antyki uda się odnaleźć. Jak na razie jednak w śledztwie nie ma przełomu.

rozliczenie podatku z Holandii

Źródło:  AD.nl