Policyjne naloty na imprezowiczów

600 kg fajerwerków w domu jednorodzinnym

Od 28 kwietnia w życie wchodzi pierwszy etap liberalizacji obostrzeń koronowych. Zniknie godzina policyjna, a ludzie będą mogli znów spotykać się w ogródkach piwnych. Pomimo, iż do tej znamiennej daty zostało zaledwie kilkadziesiąt godzin, to jednak ludzie nie mogą się powstrzymać. W miniony weekend doszło do kliku nielegalnych imprez, w których uczestniczyły setki osób. Policja miała więc pełne ręce roboty.


Policyjny nalot w Bredzie

W nocy z soboty na niedzielę funkcjonariusze policji zakończyli nielegalną imprezę w Oude Vest w Bredzie. Zabawa miała miejsce w piwnicy starego budynku KPN. Funkcjonariusze trafili na jej trop dzięki informatorom. Lokalna społeczność donosiła, iż słyszy hałasy dobiegające z KPN. Gdy służby mundurowe weszły do środka, zobaczyły tłum ludzi. Zapadła więc decyzja o obstawieniu terenu imprezy. Zebranym pozwolono na opuszczenie lokalu gęsiego przez jedno wyjście. Dzięki temu każdy imprezowicz został wylegitymowany, spisany i poinformowany, iż niedługo przyjdzie do niego wiadomość dotycząca grzywny za złamanie zasad obostrzeń koronowych.

 

To jednak niejedyne nielegalne wydarzenie w Bredzie. Kilka godzin wcześniej, po południu i wczesnym wieczorem, grupy imprezowiczów zaczęły gromadzić się w centrum Bredy w rejonie Grote Markt, Vismarktstraat i Havermarkt. Mniej więcej w tym samym czasie oficerowie zdecydowali się na zamknięcie parku Valkenberg. Obszar też został dosłownie opróżniony z tłumu ludzi po tym jak doszło tam do małych przepychanek. W efekcie policja rozdała, w wyżej wymienionych obszarach miasta, prawie 200 mandatów.

Zimna dyskoteka

Równie dużo roboty mieli także policjanci z Zeist. Służby w nocy z soboty na niedzielę musiały przerwać zabawę podczas nielegalnej dyskoteki. Imprezę, na której bawiło się ponad 100 osób, zorganizowano na terenie byłej chłodni jednego z opuszczonych budynków przemysłowych. Na trop balangi stróże prawa wpadli również, tak, jak w Bredzie, dzięki miejscowej społeczności. Wiele osób było bowiem zaniepokojonych wzmożonym ruchem w nocy i grupami ludzi kręcącymi się po w teorii opuszczonym terenie. Niepokoju dodawał fakt, iż wszystko to miało miejsce około północy, czyli długo po rozpoczęciu godziny policyjnej.

Zły wybór

Organizatorzy zabawy w chłodni liczyli zapewne, iż grube, izolowane ściany spowodują, że dźwięk nie będzie się rozchodził, a oni będą bezpieczni w środku. To zaś doprowadziło do tego, iż imprezowicze nie wystawili czujek informujących o ewentualnym zbliżaniu się policji. Z drugiej strony owe czujki raczej i tak by nic nie dały. Z chłodni było tylko jedno, jedyne wyjście. Gdy obstawiła je policja, nie było ucieczki. Każdy wychodząc, musiał dać się wylegitymować, podając dane do mandatu.

 

Najwyższy czas

W świetle tego typu wydarzeń liberalizacja obostrzeń 28 kwietnia wydaje się wręcz zbawienna. Coraz cieplejsze i dłuższe dni powodują, że sankcje doskwierają coraz bardziej i coraz więcej osób stara się je ignorować i obchodzić. Otwarcie więc pubów i zakończenie godziny policyjnej powinno zadziałać nieco jak wentyl bezpieczeństwa, dając odetchnąć mieszkańcom Niderlandów.