Policja jest sama sobie winna? Sprawa Pana Waldemara

Wjechał autem w posterunek policji

Pan Waldek miał zająć miejsce w autobusie jadącym do Polski i w ten sposób zakończyć swoją przygodę w Holandii.  Zanim to jednak zrobił postanowił wjechać jeszcze na chwilę odwiedzić policjantów na komendzie w Zuidplein. Po tych odwiedzinach plany powrotu do ojczyzny nieco mu się skomplikowały.

Pusty autobus

Na początku czerwca krewni Pana Waldemara w Polsce podnieśli alarm. 48-latek miał przyjechać autobusem rejsowym do domu. Autobus przyjechał, ale bez ich krewnego. Rodzina zgłosiła więc zaginięcie, bojąc się, iż stało się coś bardzo złego z ich najbliższym. Mężczyzna jednak na szczęście bardzo szybko się znalazł. Namierzyli go policjanci z komendy w Zuidplein. Gdzie udało im się go znaleźć? Waldemar W. właściwie sam do nich przyszedł, a dokładniej przyjechał. Polak wbił się bowiem kradzionym autem w budynek komendy.  Jak do tego doszło.

Wydarzenia te miały miejsce na początku czerwca. Dopiero jednak teraz policja przekazała mediom dokładny obraz tej sprawy. Nasz rodak po trzech miesiącach pobytu w Rotterdamie miał wsiąść w autobus i 26 maja wrócić do Polski.

 

Zatrzymanie

Tego dnia Pan Waldek nie wsiadł jednak do autobusu. W drodze do niego został zatrzymany przez policję za zakłócanie porządku publicznego. 46-latek miał zachowywać się dziwnie. Jego aresztowanie też nie należało do łatwych. Nasz rodak bowiem nie współpracował. Na komendzie sytuacja miała się zaś jeszcze bardziej pogorszyć. „Gwałtownie się trząsł i zanieczyścił swoją celę” – przekazał obrońca Polaka podczas wtorkowej rozprawy przygotowawczej. Co ciekawe policjanci nie za bardzo starali się uspokoić mężczyznę. Zrobili coś innego. Zwolniono go z celi w trybie pilnym. To również nie było takie proste. Z komendy musiało go wyprowadzić kilku policjantów.

 

Powrót na komendę

Po tym jak policjanci wyrzucili go na zewnątrz, 48-latek zniknął oficerom z oczu, idąc gdzieś za róg. Tam Polak spotkał kierowcę stojącego obok białej furgonetki. Pan Waldemar jednym szybkim ruchem odepchnął zszokowanego Holendra, wsiadł za kierownicę jego pojazdu i ruszył. Kilka sekund później pojazd z pełną prędkością wbił się w komisariat w miejsce, gdzie znajduje się wejście dla personelu.

 

O włos od tragedii

W holu, w którym zaparkował dostawczak, zwykle panował dość duży ruch. Na szczęście, gdy auto wbiło się w budynek, nikogo tam nie było. Dzięki temu w całym zajściu jedynym rannym był tylko lekko poobijany kierowca.

 

Proces

Działania Polaka w oczach prokuratury to nic innego jak usiłowanie zabójstwa policjantów na służbie. Oprócz tego oskarżyciel wskazuje na zniszczenie budynku i kradzież samochodu.
Obrońca uważa, iż prokuratura przesadza z kalibrem sprawy i prosi o warunkowe zwolnienie 48-latka z aresztu przedprocesowego. Czemu? Bo Pan Waldemar był w bardzo złym stanie psychicznym. Był zdezorientowany, zagubiony, a może nawet chwilowo niepoczytalny.

Na własne życzenie

Zresztą, jak zauważa obrońca to, co się stało to efekt działania samej policji. Oficerowie, widząc, jak 48-latek zachowywał się podczas zatrzymania, widząc co zrobił w celi, powinni zabrać go do lekarza, albo wezwać medyków i psychiatrę na komendę. Oficerowie nie chcieli jednak dokładać sobie roboty i wyrzucili kłopotliwego zatrzymanego na ulicę, wiedząc, iż jego stan się pogarsza. Mają więc, jak brutalnie by to nie zabrzmiało, za swoje.

Sąd po zapoznaniu się z tym co przedstawiły obie strony, zdecydował się jednak pozostawić Pana Waldemara w areszcie przedprocesowym. Wszystko z racji grożących mu zarzutów. Jeśli bowiem okaże się, iż Polak był jednak poczytalny, grożą mu sankcję za usiłowanie zabójstwa.

 

Brak informacji

Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na kwestię wspomnianego na początku zaginięcia. Krewni Pana Waldemara ostatni raz kontaktowali się z nim 25 maja. Miał on wrócić do kraju po tym co stało się w Niderlandach. Nasz rodak miał tam być bowiem maltretowany i zastraszany, w wyniku czego stracił pracę i dach nad głową.  Rodzina bała się o niego i chciała, by wrócił. Jak jednak wspomnieliśmy, nie wsiadł on do autobusu. Krewni starali się do niego dodzwonić, ale jego telefon milczał. 3 czerwca zgłosili więc jego zaginięcie. Wtedy dopiero dzięki współpracy polskiej policji, Holendrzy przekazali, iż przebywa on w areszcie. Wcześniej nie powiadomili o tym rodziny Pana Waldemara (lub on sam nie zgodził się na to powiadomienie).

 

 

Źródło:  AD.nl